środa, 2 lipca 2008

Lubię Days of Wonder


Należę do grona planszówkowców, którzy lubią ładnie wydane gry. Klimat potęgowany za sprawą ładnie wydanego produktu ma dla mnie cholernie duże znaczenie. Nie oznacza to oczywiście, że mechanika gry ma dla mnie znikome znaczenie, przyznam się jednak bez bicia, że gdy planszówka wygląda rewelacyjnie, wiele mechanicznych niedociągnięć jestem w stanie wybaczyć. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, nie polubię tytułu niezbalansowanego, niegrywalnego z głupią mechaniką tylko dlatego, że ma śliczne figurki! To nie tak! Jeżeli mam jednak wybierać między bardzo fajnie działającą grą, o ciekawej tematyce i rewelacyjnym wydaniu, a grą o tematyce wątpliwie interesującej, wydanej nieźle z mechaniką rewelacyjną - prawdopodobnie bardziej zainteresuje mnie pierwsza opcja.
Czy zatem jestem wrogiem eurogier zapatrzonym na produkty FantasyFlightGames i Days of Wonder? Hmm... zapatrzony na produkty FFG i DoW faktycznie jestem, ale wrogiem eurogier na pewno nie. Owszem, lubię zagrać w dopracowane mechanicznie gry z czołówki rankingu BGG, uważam Wysokie Napięcie, Caylusa czy Puerto Rico za tytuły godne polecenia. Nie straszne mi też niezliczone drewniane sześciany zamiast figurek (zwłaszcza, gdy są to armie z Shoguna, który nawiasem mówiąc wydany jest świetnie).
Dowcip polega na tym, że w mojej ocenie mechanika gry nie jest jedynym istotnym czynnikiem, branym pod uwagę przy ocenie gry. Klimat towarzyszący rozgrywce (który budują dwa czynniki: tematyka gry i jakość wydania) to sprawa imho równie istotna, co płynnie działająca mechanika.
Gdybym uważał inaczej, całą swoją planszówkową pasję skoncentrowałbym wyłącznie na szachach i (lub) go. Nic nie poradzę na to, że większą frajdę sprawiają mi kosmiczne podboje w grach Twilight Imperium albo StarCraft niż sadzenie marchewki w Agricoli. Ciekawiej dla mnie jest dowodzić fantastyczną armią w BattleLore, War of the Ring, Game of Thrones czy Warrior Knights niż budowa sieci energetycznych czy zbieranie indygo i tytoniu w Puerto Rico. A jeśli już nawet mam ten tytoń i indygo magazynować, to czemu nie w oprawie Age of Empires III ?
W tym kontekście wybaczam Twilight Imperium długi czas rozgrywki, StarCraftowi nierówne szanse, a War of the Ring to, że nie mieszczące się w regionach figurki zastępowane są żetonami (gdyby były drewniane sześciany jak w Shogunie było by sto razy wygodniej, ale bez figurek nie jest już tak tolkienowsko. Albo wygoda i praktyczność, albo estetyka i "klymat" - nic za darmo;-)). W Eufracie i Tygrysie, czy też wspominanych już gracz Puerto Rico albo Wysokie Napięcie nie mam się za bardzo do czego przychrzanić od strony mechanicznej, wykonanie jednak rozczarowuje mnie mocno (w tych przypadkach akurat nie tyle trwałość i solidność, co szata graficzna). W Descencie natomiast mechanika nie jest żadnym majstersztykiem, ale gra jest niesamowicie fajna. Dungeon Crawler dla niekoniecznie ubogich, to coś, do czego chętnie się wraca. Nic na to nie poradzę.
Dodam tylko na koniec, że ja lubię gry różnego typu. Z wymienionych w tej notce tytułów wysoko oceniam wszystkie, chociaż oczywiście z różnych powodów.
Do tytułu notki natomiast trafiła dzisiaj firma Days of Wonder z dwóch powodów. Ciągle recenzuję gry FFG, a jakoś nie ma okazji by napisać o jednej ze świetnych gier DoW (w Rebel Timesie oczywiście są recki gier DoW, ale akurat nie mojego autorstwa). Muszę coś z tym zrobić, by mieć okazję napisać o tym, pod jakimi względami produkty FFG nie dorastają DoW do pięt;).
Drugi powód, to koperta, którą znalazłem dzisiaj w swojej skrzynce pocztowej. Od niedawna jestem szczęśliwym posiadaczem planszówki BattleLore, z teoretycznie wadliwej serii BL10. Podobno nadruki na kostkach się będą wycierać (jak na obrazku obok). Zobaczymy, na razie nic się nie wyciera. W każdym razie w piątek wypełniłem formularz na stronie Days of Wonder i już dzisiaj otrzymałem liścik nadany z Francji, a w nim drugi zestaw 12 sześciennych kostek BattleLore. Mała rzecz, a cieszy;-) Lubię takie podejście do tematu. Cenię firmy, które wolą wymienić błędnie wydrukowane karty, niż spławić klientą erratą w PDFie.
Jeżeli Twój egzemplarz BattleLore ma numer seryjny zaczynający się od BL10, w każdej chwili możesz tak jak ja poprosić wydawcę o przesłanie nowego kompletu kości. Zrobisz to tutaj.
A o BattleLore napiszę jeszcze nie raz, bo to bardzo fajna gra - fajna ajflowym okiem, po lekturze tej notki łatwo stwierdzić co to oznacza;) Miodna, choć losowa, świetnie wygląda i dostarcza dużo frajdy. Mimo iż nie jest jakoś skrajnie mózgożerna, a i kostkami turla się sporo.

Brak komentarzy: