wtorek, 26 lutego 2008

O Rebel Timesie, Descencie i erpegowcach w stanie spoczynku;)

Dzisiaj znowu będzie o kilku sprawach jednocześnie. Pierwsza sprawa: lutowy numer Rebel Times - pojawił się wczoraj wieczorem, możenie go pobrać tutaj. Dlaczego tak późno? Też chciałbym wiedzieć. W tym momencie nie sądzę, by numer marcowy pojawił się w pierwszym tygodniu miesiąca. Raczej nie ma co na to liczyć. Zdradzę natomiast że będzie w nim jedna lub dwie recenzje mojego autorstwa. Na pewno napiszę o Cytadeli, możliwe że oprócz tego do numeru trafi jeszcze jedna moja recenzja innej gry. Zobaczymy.
I jeszcze parę słów na temat gry, którą mam ostatnio na warsztacie i o której wspominam w każdej notce. Chodzi oczywiście o Descenta.
Cykl recenzji descentowych planuję rozpocząć w kwietniu.
Podstawkę przetestowałem już w stopniu wystarczającym, "wyeksploatowałem" także większość elementów, które pojawiły się w Well of Darnkess i niektóre elementy Altar of Despair. Będzie o czym pisać. Tymczasem Fantasy Flight Games dosłownie co kilka dni serwują nam kolejne dawki przecieków dotyczących najnowszego dodatku - Road to Legend, który na półkach sklepowych ma się pojawić już w marcu. Dodatek zapowiada się bardzo smakowicie ;) Gruntownie przebudowane zostaną zasady. Do tej pory gra polegała na wyborze scenariusza i "czyszczeniu" odpowiednich podziemi. Za sprawą RtL będziemy mogli rozgrywać całe kampanie
, w których bohaterowie wędrują przez krainę, zaliczają kolejne spotkania, eksplorują podziemia, odwiedzają różne miasta etc. Coraz bardziej erpegowa robi się ta planszówka co mnie osobiście bardzo cieszy. Polecam lekturę kolejnych zapowiedzi RtL (najnowsza pojawiła się dzisiaj).

Znakomita większość ludzi, z którymi gram w planszówki to mówiąc brzydko "erpegowcy w stanie spoczynku" ;) Gdy przed laty regularnie marnotrawiłem czas na całonocnych sesjach Ad&D, WFRP, Earthdawna i CP2020 - dość naturalna wydawała mi się droga od planszówek do gier fabularnych. Niezbyt wiarygodna wydawała mi się wówczas migracja w drugą stronę. "Człowiek gra w przygodowe planszówki, odkrywa 'amytniejszą, wyższą formę' i przesiada się na erpegi". Tak sobie kiedyś myślałem. Młody i głupi byłem wtedy;) Teraz jestem młody inaczej i głupi na inny sposób.
Pierwsze spotkanie z grami (powiązanymi tematycznie z fantastyką, a więc coś innego niż chińczyk i warcaby) zaliczyłem oczywiście w podstawówce. Nie wiem co było pierwsze, bo kojarzę ten czas z dwoma rodzajami gier. Pierwsze były paragrafówki (wówczas spotkałem się raczej z określeniem fantasolo lub fighting fantasy) - publikowane w prasie, później wydane w zeszytowej formie. Najbardziej utkwiła mi w pamięci paragrafówka "Dreszcz", prawdopodobnie dlatego, że poznałem ją jako pierwszą. Potem były inne tytuły.
Niezależnie od fascynacji fantasolo - "książkowej" zabawy dla jednej osoby, pojawiły się inne gry. Był to czas, gdy w moim mieście w sklepach pojawiły się obleśnie wydane, pełne paskudnych żetonów, pakowane w foliowe worki, fantastyczne gry firmy Encore, czyli plagiaty zachodnich tytułów (o czym oczywiście niewiele osób miało pojęcie). Tutaj pamiętam przede wszystkim takie gry, jak "Bogowie Wikingów", "Odkrywcy Nowych Światów", "Labirynt Śmierci" i "Gwiezdny Kupiec" i w końcu "Wojna o Pierścień". Później oczywiście przyszła pora na firmę Sfera i kultową planszówkę "Magia i miecz". Po MiM była już krótka droga do poznania gier fabularnych i niemal całkowitego porzucenia gier planszowych (za wyjątkiem powiązanych po części z bitewniakami: Space Hulkiem i Battletechem. W bitewniaki nigdy zbyt wiele nie grałem, najwięcej miałem do czynienia z świetną imho Necromundą).

Potem na dobre zaczęły się lata erpegowej przygody i o grach planszowych niemalże zapomniałem. Gdy na konwentach zaczęły się pojawiać GamesRoomy, początkowo nie wzbudzały mojego zainteresowania. Wolałem nocną sesję. Sporo się zmieniło gdy raz spróbowałem zagrać w Game of Thrones i innym razem w Pirates CSG. Te tytuły wkręciły mnie na dobre i niedługo później zacząłem poznawać całą lawinę kolejnych tytułów. Jednocześnie (i niezależnie od nowej fali zainteresowania planszówkami) na gry fabularne przestałem mieć czas. Po ukończeniu studiów, rozpoczęciu pracy na pełny etat i ogólnej zmianie trybu życia, tygodniowego grafika etc - okazało się, że stosunkowo łatwo mogę sobie pozwolić na cotygodniowe spotkanie przy planszówkach, nie wymagające żadnych wcześniejszych przygotowań, mogące być za każdym razem w innym składzie i niezależnie od spotkań poprzednich. Z erpegowymi kampaniami tak się nie dało, wymagały więcej zaangażowania i systematyczności. To prawdopodobnie najważniejszy powód zaistnienia obecnej sytuacji. I wiem, że ja i moja ekipa nie jesteśmy szczególnym przypadkiem. Widzę wśród wielu znajomych "erpegowców w stanie spoczynku", nie pamiętających swojej ostatniej sesji, natomiast mających całkiem sporo czasu w weekend by zorganizować spotkanie przy Arkham Horror, Agricoli czy nawet Talismanie.
I w tym kontekście bardzo fajnym tytułem okazuje się Descent - dungeon crawler pełną gębą, tytuł dla erpegowców ze zdrowym dystansem do uskutecznianej zabawy. Nadchodzący dodatek jest w tym kontekście czymś bardzo podążanym, gdyż serwuje uczestnikom zabawy lekko fabularyzowaną kampanię. Bez wcześniejszych przygotować, czytania sourcebooków, pisania scenariuszy, umówionych spotkań przy ściśle ustalonym składzie. Ot, po prostu grupa ludzi (niekiedy dość przypadkowa) zasiada przy dużym stole i wciela się w grupę herosów wędrujących przez fantastyczną krainę. Ratujących świat co weekend, dostających questa od tego samego tajemniczego nieznajomego w tej samej gospodzie, co kiedyś. Niby inna forma.. ale całkiem znajomy sprzed lat dreszczyk emocji. Szczególnie polecam grupom trzydziestolatków, którzy ostatniego smoka mieli okazję zabić 15 lat temu ;) Zawieźcie dzieci do babci, żony zostawcie na cały dzień w centrum handlowym, sami weźcie urlop na żądanie... i zasiądźcie z kumplami w karczmie na dobry początek fascynującej przygody:)

wtorek, 19 lutego 2008

Rebel Times #5


Po styczniowym poślizgu plan był taki, by lutowy numer Rebel Times - naszego miesięcznika o grach, pojawił się na początku miesiąca. Połowa lutego minęła, pismo jeszcze nie jest do pobrania. Zainteresowanych informuję jednak, że numer jest już złożony i nanoszone są ostatnie poprawki przed publikacją.
Powinien więc pojawić się lada moment. Jak zwykle, do notki dołączam okładkę numeru - możecie wyczytać z niej, co znajduje się wewnątrz. Jak widać, numer jest dość nietypowy: cztery recenzje erpegowe i dwie planszowe. Taka odmiana. W marcu będzie już standardowo, czyli zajmiemy się przede wszystkim planszówkami i karciankami. Tyle o planach, tyle na dziś.

środa, 13 lutego 2008

O pakowaniu Descenta i nie tylko..

Od poprzedniej notki minęło trochę czasu. Nie będę obiecywał poprawy, następna notka może być za trzy dni, lub za trzy tygodnie - nie mam pojęcia i tyle. Dzisiaj postanowiłem wklepać kilka słów, chociaż uczciwie muszę stwierdzić że również tym razem zbyt wiele czasu nie mam. Oderwanie się na chwilę od obowiązków nie zaszkodzi, więc prezentuję garść informacji dotyczących moich działań i planszowych roz(g)rywek:

Pierwsza sprawa: RebelTimes. Mam już komplet materiałów na numer lutowy, trwa skład. Terminów nie podaję, ale będzie niebawem. Nie podaję także spisu treści - powiem tylko, że najnowszy RebelTimes będzie inny od poprzednich, bardziej erpegowy. Taka odmiana, która pewnie jednych ucieszy, a innych rozczaruje. W marcu najprawdopodobniej wrócimy do dotychczasowego układu i proporcji. W tym numerze jak zwykle przeczytacie recenzje planszówek Andrzeja (Ejdżej) i Dominiki (jestem_wredna). Będą też teksty Stinga, który nie napracował się w styczniu (wtedy ja zrobiłem garść tekstów, teraz pauzuję;). Tyle dzisiaj na temat nadchodzącego numeru.

Jak już wspominałem, szykuję się do cyklu recenzji wielkiej planszówki spod szyldu Fantasy Flight Games, jaką jest "Descent: Journey into the Dark". Ostatnio sporo grywam w tą grę, testuję różne scenariusze i w różnych ekipach ludzi. Myślałem że będzie lekko, ale nie jest. Mam tyle samo powodów by się grą na maksa zachwycać, co powodów by ją w recenzji na maksa zjechać. A nie miałbym odwagi nazwać tego produktu "przeciętnym" - to słowo kompletnie nie mi nie pasuje do giganta, jakim jest Descent.
Obecnie prowadzę rozgrywki z obydwoma dodatkami, jakie wyszły do gry (Well of Darkness i Altar of Despair). Z rozszerzeniami liczba elementów, na które składa się gra, znacznie urosła.
Pod tym względem: niech chowają się przy Descencie wszelkie Warcrafty, Doomy, Twilighty i inne StarCrafty. Descent to prawdziwy kolos!

Podstawkę otrzymujemy w wielkim pudle (dokładnie takim jak inne największe gry FFG, czyli Twilight Imperium, Tide of Iron, StarCraft, World of Warcraft). Każdy z wydanych do tej pory dwóch dodatków stanowi typowe, kwadratowe pudełko (identycznych rozmiarów jak większość gier wydawnictwa).

Wydawnictwo Fantasy Flight Games znamy już z tej strony, że swoje gry zwykło pakować kiepsko. Pudełka są ładne i trwałe, ale po wyjęciu elementów z wyprasek pozostaje nam wszystko luzem wsypać do pozbawionego jakichkolwiek przegródek pudła, lub zadać sobie trud utrzymania porządku własnymi metodami. Najczęściej nie ma o czym gadać: kupuje się za symboliczne pieniądze odpowiednią ilość woreczków strunowych i w nich trzyma się wszelkie elementy, na jakie składa się gra. W przypadku Descenta z dodatkami trzeba tych woreczków bardzo dużo! Oczywiście to nie jedyny możliwy sposób. Można popatrzeć jak radzą sobie ludzie, przeglądając galerię na boardgamegeek.com - są tam różne pomysły: tekturowe przegródki, plastikowe toolboxy itd.

Druga sprawa to kwestia zapakowania gry w jak najpraktyczniejszy sposób. Najlepiej by było zmieścić wszystko w zgrabnym pudełku jednego z dodatków. Dało się tak zrobić w przypadku Twilight Imperium. Pudełko z dodatku mieści się w plecaku, w kieszeń plecaka pudełeczko z kartami - i wielka gra staje się całkiem wygodna w transporcie.
W Descencie jednak nie ma co o tym marzyć. W pierwszej kolejności postanowiłem więc zmieścić wszystko w dużym pudle podstawowym. Najwięcej miejsca zajmują duże figurki potworów oraz fragmenty korytarzy. Wraz z dodatkami przybywa wszystkich elementów. Okazało się że da się wszystko zmieścić w jednym, dużym pudle - ale tylko wtedy, gdy elementy ułożymy w rozsądny, uporządkowany sposób. I fajnie, posegregowałem wszystko w niezliczonej ilości woreczków, starannie poukładałem w pudle - i mogłem wyruszyć na kolejne planszówkowe spotkanie.

Descent to dość "stacjonarna" gra - w tym sensie, że najlepiej, gdy znajduje się w miejscu, gdzie odbywają się rozgrywki i nie trzeba jej pakować i transportować. Najlepiej jak figurki stoją uporządkowane na półce, w zasięgu ręki overlorda. Ja jednak nie mam takiego komfortu. Gram w Descenta w różnych miejscach, a najrzadziej jest to moje miejsce zamieszkania. Pudło jest na tyle duże, że niezbyt wygodne w transporcie. Po paru rozgrywkach przekonałem się, że z Descentem trzeba się obchodzić w odpowiedni sposób, by nie zepsuć sobie zabawy. Oto wnioski:

- w Descenta gra się długo. Aby rozgrywka nie była nużąca warto więc zadbać o to, by tracić jak najmniej czasu na czynności dodatkowe (rozpakowanie, segregowanie elementów, szukanie odpowiednich znaczników podczas rozgrywki etc). W przypadku tej gry szalenie istotne jest, by wszystkie potrzebne elementy były pod ręką, by mieć porządek w bardzo licznym gronie figurek i żetonów. Bałagan bardzo skutecznie sparaliżuje i zepsuje rozgrywkę.

- Duży stół sprzyja utrzymaniu porządku. Im ciaśniej, tym chaotyczniej. Warto pomyśleć o jakimś dodatkowym stoliku pod ręką overlorda, by miał porządek w licznych elementach mapy, kartach i innych elementach gry.

- Przekonałem się, że nie warto było starać się upakować wszystko w jednym pudełku. Wszystko jest wtedy ściśnięte, wymaga więc wypakowania, porokładania na niewiarygodnie dużej przestrzeni, gdzie zwykle najtrudniej znaleźć jest właśnie to, czego się aktualnie szuka. Doszedłem do wniosku, że skoro np wrzucam pudełko z grą do bagażnika samochodu (bo i tak jest duże i przemieszczanie się na drugi koniec miasta publicznym środkiem transportu nie jest godne polecenia), to równie dobrze mogę do tego bagażnika wrzucić kilka pudełek.

- Polecam korzystanie z wszystkich pudełek - nie koniecznie w takim układzie, jak ja to zrobiłem, ale nie ma imho sensu upychanie za wszelką cenę wszystkiego w jak najmniejszej przestrzeni. Lepiej wykorzystać większą przestrzeń, ale za to błyskawicznie sięgać po aktualnie potrzebny nam element rozgrywki. Przyspieszy to zarówno przygotowania do gry, jak i sam przebieg scenariusza.

- W dużym pudełku transportuję obecnie same figurki. Warto zorganizować tam jakieś przegródki. Posegregowane figurki potworów pozytywnie wpłyną na przebieg scenariusza. Trochę irytuje bowiem kilkuminutowe, żmudne szukanie Master Deep Elfa w wielkim, wymieszanym stosie .

- Pudełka dodatków wykorzystałem do transportu pozostałych elementów. W jednym z nich zrobiłem przegródki z grubej tektury. Tam, w woreczkach strunowych umieściłem wszystkie żetony i znaczniki, na jakie składa się gra. Podczas rozgrywki, w przegródkach znajdują się tylko elementy często używane przez overlorda w danym scenariuszu. Drugie pudełko służy wyłącznie do transportu ubranych w koszulki kart (przez foliowe koszulki ochronne karty zajmują niestety znacznie więcej miejsca), oraz posegregowanych fragmentów korytarzy - wszystko pospinane gumkami, żeby nie latało bezwładnie. Do pudełka wcisnąłem jeszcze spięte razem karty postaci oraz woreczek z drzwiami i ruchomymi ścianami. Na wierzch idą wszelkie instrukcje i księgi wypraw.

Tak zapakowany Descent zajmuje trzy pudełka, ale jest znacznie wygodniejszy podczas rozgrywki. W czasochłonnej grze łatwiej o zniechęcenie, wynikające z czasochłonnym przygotowaniem, w przypadku Descenta każde odkrycie nowego obszaru to ustawianie przez overlorda kolejnych figurek, przeszkód i innych elementów na planszy. Gra wiele zyska, gdy będzie się to odbywało sprawnie.

W marcu, czyli już za miesiąc ma się pojawić Road to Legend, kolejny dodatek do Descenta. Nie wiem do końca jakie będzie zawierał elementy - z zapowiedzi wynika, że spodziewać się raczej należy stosu nowych terenów i znaczników, kosztem niewielkiej (bądź żadnej) ilości nowych figurek. Ale to się dopiero okaże. Dodatek zapowiada się bardzo ciekawie, sądzę także że nie wymusi na mnie zastosowania jakiś drastycznych zmian w obecnej formie pakowania gry. O Road to Legend z pewnością będę pisał jeszcze wielokrotnie. W tej chwili fani Descenta na całym świecie oczekują na publikację zasad dodatku na stronie FFG, która powinna pojawić się miesiąc przed premierą... czyli już:)