środa, 13 lutego 2008

O pakowaniu Descenta i nie tylko..

Od poprzedniej notki minęło trochę czasu. Nie będę obiecywał poprawy, następna notka może być za trzy dni, lub za trzy tygodnie - nie mam pojęcia i tyle. Dzisiaj postanowiłem wklepać kilka słów, chociaż uczciwie muszę stwierdzić że również tym razem zbyt wiele czasu nie mam. Oderwanie się na chwilę od obowiązków nie zaszkodzi, więc prezentuję garść informacji dotyczących moich działań i planszowych roz(g)rywek:

Pierwsza sprawa: RebelTimes. Mam już komplet materiałów na numer lutowy, trwa skład. Terminów nie podaję, ale będzie niebawem. Nie podaję także spisu treści - powiem tylko, że najnowszy RebelTimes będzie inny od poprzednich, bardziej erpegowy. Taka odmiana, która pewnie jednych ucieszy, a innych rozczaruje. W marcu najprawdopodobniej wrócimy do dotychczasowego układu i proporcji. W tym numerze jak zwykle przeczytacie recenzje planszówek Andrzeja (Ejdżej) i Dominiki (jestem_wredna). Będą też teksty Stinga, który nie napracował się w styczniu (wtedy ja zrobiłem garść tekstów, teraz pauzuję;). Tyle dzisiaj na temat nadchodzącego numeru.

Jak już wspominałem, szykuję się do cyklu recenzji wielkiej planszówki spod szyldu Fantasy Flight Games, jaką jest "Descent: Journey into the Dark". Ostatnio sporo grywam w tą grę, testuję różne scenariusze i w różnych ekipach ludzi. Myślałem że będzie lekko, ale nie jest. Mam tyle samo powodów by się grą na maksa zachwycać, co powodów by ją w recenzji na maksa zjechać. A nie miałbym odwagi nazwać tego produktu "przeciętnym" - to słowo kompletnie nie mi nie pasuje do giganta, jakim jest Descent.
Obecnie prowadzę rozgrywki z obydwoma dodatkami, jakie wyszły do gry (Well of Darkness i Altar of Despair). Z rozszerzeniami liczba elementów, na które składa się gra, znacznie urosła.
Pod tym względem: niech chowają się przy Descencie wszelkie Warcrafty, Doomy, Twilighty i inne StarCrafty. Descent to prawdziwy kolos!

Podstawkę otrzymujemy w wielkim pudle (dokładnie takim jak inne największe gry FFG, czyli Twilight Imperium, Tide of Iron, StarCraft, World of Warcraft). Każdy z wydanych do tej pory dwóch dodatków stanowi typowe, kwadratowe pudełko (identycznych rozmiarów jak większość gier wydawnictwa).

Wydawnictwo Fantasy Flight Games znamy już z tej strony, że swoje gry zwykło pakować kiepsko. Pudełka są ładne i trwałe, ale po wyjęciu elementów z wyprasek pozostaje nam wszystko luzem wsypać do pozbawionego jakichkolwiek przegródek pudła, lub zadać sobie trud utrzymania porządku własnymi metodami. Najczęściej nie ma o czym gadać: kupuje się za symboliczne pieniądze odpowiednią ilość woreczków strunowych i w nich trzyma się wszelkie elementy, na jakie składa się gra. W przypadku Descenta z dodatkami trzeba tych woreczków bardzo dużo! Oczywiście to nie jedyny możliwy sposób. Można popatrzeć jak radzą sobie ludzie, przeglądając galerię na boardgamegeek.com - są tam różne pomysły: tekturowe przegródki, plastikowe toolboxy itd.

Druga sprawa to kwestia zapakowania gry w jak najpraktyczniejszy sposób. Najlepiej by było zmieścić wszystko w zgrabnym pudełku jednego z dodatków. Dało się tak zrobić w przypadku Twilight Imperium. Pudełko z dodatku mieści się w plecaku, w kieszeń plecaka pudełeczko z kartami - i wielka gra staje się całkiem wygodna w transporcie.
W Descencie jednak nie ma co o tym marzyć. W pierwszej kolejności postanowiłem więc zmieścić wszystko w dużym pudle podstawowym. Najwięcej miejsca zajmują duże figurki potworów oraz fragmenty korytarzy. Wraz z dodatkami przybywa wszystkich elementów. Okazało się że da się wszystko zmieścić w jednym, dużym pudle - ale tylko wtedy, gdy elementy ułożymy w rozsądny, uporządkowany sposób. I fajnie, posegregowałem wszystko w niezliczonej ilości woreczków, starannie poukładałem w pudle - i mogłem wyruszyć na kolejne planszówkowe spotkanie.

Descent to dość "stacjonarna" gra - w tym sensie, że najlepiej, gdy znajduje się w miejscu, gdzie odbywają się rozgrywki i nie trzeba jej pakować i transportować. Najlepiej jak figurki stoją uporządkowane na półce, w zasięgu ręki overlorda. Ja jednak nie mam takiego komfortu. Gram w Descenta w różnych miejscach, a najrzadziej jest to moje miejsce zamieszkania. Pudło jest na tyle duże, że niezbyt wygodne w transporcie. Po paru rozgrywkach przekonałem się, że z Descentem trzeba się obchodzić w odpowiedni sposób, by nie zepsuć sobie zabawy. Oto wnioski:

- w Descenta gra się długo. Aby rozgrywka nie była nużąca warto więc zadbać o to, by tracić jak najmniej czasu na czynności dodatkowe (rozpakowanie, segregowanie elementów, szukanie odpowiednich znaczników podczas rozgrywki etc). W przypadku tej gry szalenie istotne jest, by wszystkie potrzebne elementy były pod ręką, by mieć porządek w bardzo licznym gronie figurek i żetonów. Bałagan bardzo skutecznie sparaliżuje i zepsuje rozgrywkę.

- Duży stół sprzyja utrzymaniu porządku. Im ciaśniej, tym chaotyczniej. Warto pomyśleć o jakimś dodatkowym stoliku pod ręką overlorda, by miał porządek w licznych elementach mapy, kartach i innych elementach gry.

- Przekonałem się, że nie warto było starać się upakować wszystko w jednym pudełku. Wszystko jest wtedy ściśnięte, wymaga więc wypakowania, porokładania na niewiarygodnie dużej przestrzeni, gdzie zwykle najtrudniej znaleźć jest właśnie to, czego się aktualnie szuka. Doszedłem do wniosku, że skoro np wrzucam pudełko z grą do bagażnika samochodu (bo i tak jest duże i przemieszczanie się na drugi koniec miasta publicznym środkiem transportu nie jest godne polecenia), to równie dobrze mogę do tego bagażnika wrzucić kilka pudełek.

- Polecam korzystanie z wszystkich pudełek - nie koniecznie w takim układzie, jak ja to zrobiłem, ale nie ma imho sensu upychanie za wszelką cenę wszystkiego w jak najmniejszej przestrzeni. Lepiej wykorzystać większą przestrzeń, ale za to błyskawicznie sięgać po aktualnie potrzebny nam element rozgrywki. Przyspieszy to zarówno przygotowania do gry, jak i sam przebieg scenariusza.

- W dużym pudełku transportuję obecnie same figurki. Warto zorganizować tam jakieś przegródki. Posegregowane figurki potworów pozytywnie wpłyną na przebieg scenariusza. Trochę irytuje bowiem kilkuminutowe, żmudne szukanie Master Deep Elfa w wielkim, wymieszanym stosie .

- Pudełka dodatków wykorzystałem do transportu pozostałych elementów. W jednym z nich zrobiłem przegródki z grubej tektury. Tam, w woreczkach strunowych umieściłem wszystkie żetony i znaczniki, na jakie składa się gra. Podczas rozgrywki, w przegródkach znajdują się tylko elementy często używane przez overlorda w danym scenariuszu. Drugie pudełko służy wyłącznie do transportu ubranych w koszulki kart (przez foliowe koszulki ochronne karty zajmują niestety znacznie więcej miejsca), oraz posegregowanych fragmentów korytarzy - wszystko pospinane gumkami, żeby nie latało bezwładnie. Do pudełka wcisnąłem jeszcze spięte razem karty postaci oraz woreczek z drzwiami i ruchomymi ścianami. Na wierzch idą wszelkie instrukcje i księgi wypraw.

Tak zapakowany Descent zajmuje trzy pudełka, ale jest znacznie wygodniejszy podczas rozgrywki. W czasochłonnej grze łatwiej o zniechęcenie, wynikające z czasochłonnym przygotowaniem, w przypadku Descenta każde odkrycie nowego obszaru to ustawianie przez overlorda kolejnych figurek, przeszkód i innych elementów na planszy. Gra wiele zyska, gdy będzie się to odbywało sprawnie.

W marcu, czyli już za miesiąc ma się pojawić Road to Legend, kolejny dodatek do Descenta. Nie wiem do końca jakie będzie zawierał elementy - z zapowiedzi wynika, że spodziewać się raczej należy stosu nowych terenów i znaczników, kosztem niewielkiej (bądź żadnej) ilości nowych figurek. Ale to się dopiero okaże. Dodatek zapowiada się bardzo ciekawie, sądzę także że nie wymusi na mnie zastosowania jakiś drastycznych zmian w obecnej formie pakowania gry. O Road to Legend z pewnością będę pisał jeszcze wielokrotnie. W tej chwili fani Descenta na całym świecie oczekują na publikację zasad dodatku na stronie FFG, która powinna pojawić się miesiąc przed premierą... czyli już:)

2 komentarze:

AJ pisze...

No doprawdy ajfel, jesli to jest pare slow...

Ale spoko - ja tam chetnie zagram jeszcze raz w Descenta kiedys. 6 godzin grania nuzy, ale jesli skrocic czas rozkladania i innych to rzeczywiscie powinno pojsc sprawniej.

Pamietam jak mowiles, ze Descent przebija Dooma pod kazdym wzgledem. Mnie sie mimo wszystko bardziej podoba ten drugi, ale coz - de gustibus... Jak juz wczesniej mowilem - do Descenta powroce z przyjemnoscia. :)

ajfel pisze...

Obie gry wydają mi się być niezbyt zbalansowane, misje w Doomie nie zawsze do przejścia, zaś w Descencie chwilami bezradny overlord na idących jak po maśle bohaterów.

Kolejne rozgrywki być może zweryfikują ten pogląd. Pewne jest, że w Descencie dość łatwo można własnymi środkami wyrównywać szansę - najprostrzymi domowymi modyfikacjami typu: zwiększenie HP potworów.
Baaaardzo dużo nowego przyniesie dodatek Road to Legend, opublikowana ze dwa dni temu na stronie FFG zajawka jest w mojej ocenie bardzo obiecująca.