czwartek, 31 lipca 2008

Dwie dość istotne wiadomości


Po pierwsze, jak co dwa tygodnie, tak i dzisiaj w Dzienniku Polskim można co nieco przeczytać o grach planszowych. Już po raz czwarty, na 11 stronie dodatku Magnes czeka na Was porcja krótkich, planszówkowych recenzji. Tym razem przeczytacie tekst o Carcassonne autorstwa Marcina Tumidajskiego oraz krótkie recenzje Shoguna i Spadamy! napisane przeze mnie.

Wiadomość numer dwa dotyczy tego bloga i serwisu Wrota Wyobraźni, który współtworzę od początku jego istnienia, czyli od blisko 4 lat. W ciągu ostatnich dni zrobiliśmy tam bardzo gruntowne przemeblowanie.
Efekty tych działań oraz okoliczności które nas do nich skłoniły poznacie klikając TUTAJ.
W związku z zainstniałą sytuacją, obok recenzji na łamach Rebel Timesa, od dzisiaj moich planszówkowych tekstów, recenzji, przemyśleń i raportów z rozgrywek należy się od tej pory spodziewać właśnie na łamach nowych Wrót Wyobraźni (kosztem tego bloga).

środa, 23 lipca 2008

Rebel Times #10 już za chwilę


Skład zakończony, nanosimy ostatnie poprawki. Publikacji więc należy spodziewać się lada moment. Jak zwykle w tej sytuacji prezentuję okładkę numeru, a na niej spis treści. Tym razem do numeru trafiła jedna recenzja mojego autorstwa - Neurohima HEX!. W sierpniu pauzuję, więc jedenasty numer będzie bez moich tekstów:-)

czwartek, 17 lipca 2008

Quixo, zagraj nawet jeśli nie masz z kim;)


Quixo to logiczna gra planszowa dla dwóch osób (zasady przewidują też wariant czteroosobowy, ale o tym innym razem). Jest typowym przedstawicielem oferty firmy Gigamic, a zatem ma następujące cechy:
- Jest świetnie wydana (lakierowane, drewniane elementy bardzo starannie wykonane)
- Zasady gry da się opisać w kilku zdaniach, a mimo to możliwości gra ma sporo i fanów gier logicznych nie rozczaruje
- Mimo iż pięknie się prezentuje, uczciwie trzeba stwierdzić, że nie jest tania.

Powyższe trzy punkty, to w zasadzie wspólna cecha wszystkich znanych mi produktów firmy Gigamic. Dzisiaj jednak będzie mowa wyłącznie o Quixo.

ZASADY GRY
Rozgrywka odbywa się na planszy 5x5 na której poukładane są drewniane, sześcienne klocki. Każdy sześcian ma na jednej ściance symbol X, na drugiej O, pozostałe ścianki są czyste.
Quixo to ciekawy wariant gry kółko i krzyżyk, celem jest ustawienie 5 naszych symboli w jednej linii (poziomo, pionowo lub po przekątnej). Dowcip polega jednak na tym, że umieszczając w wybranym miejscu na planszy nasz symbol - przesuwamy inne. Ruchy polegają na tym, że z narożnika lub dowolnej krawędzi planszy bierzemy sześcian i wsuwamy go (przesuwając kilka klocków) z innej strony tak, by plansza zachowała kształt 5x5. Sięgać możemy tylko po klocki z naszym symbolem oraz czyste.
Wyciągając sześcian z narożnika, można go wsunąć na dwa sposoby. W przypadku sześcianów wyjętych z krawędzi mamy trzy możliwości ulokowania ich na nowej pozycji.
Gracz, który jako pierwszy ułoży w jednej linii pięć swoich symboli wygrywa. Ale uwaga!: sytuacji, gdy po wykonaniu ruchu w jednej linii na planszy jest zarówno pięć kółek, jak i pięć krzyżyków - gracz który wykonał taki ruch, przegrywa!
Proste, prawda? Piękno tej gry tkwi w prostocie.
Proponuję zagrać, nawet jeżeli nie zamierzasz gry kupić i (lub) nie masz z kim zagrać:) W jaki sposób? Czytaj dalej..

QUIXO Z KOMPUTEREM
Należało się tego spodziewać, programista będący fanem planszówek wcześniej czy później robi coś takiego: Napisałem dzisiaj skrypt w PHP, umożliwiający zagranie w Quixo z komputerem.
Zagrać można pod tym adresem: http://neoscript.pl/quixo

Od razu powiem, że rozwiązanie to ma bardzo istotne wady:
- główna wada jest taka, że zrobione jest to w PHP, każdy ruch wiąże się z przeładowaniem strony
- gra ma tylko jeden poziom trudności, narzuca granie krzyżykiem i rozpoczynanie (może na dniach to zmienię, może nie)

Zalety tego rozwiązania są następujące:
- cała sytuacja na planszy zaszyta jest w linku, łatwo więc można komuś przekazać pewną sytuację, przedyskutować ruchy, etc. Tyle tylko, że linki są długie. Na przykład tutaj jest sytuacja, w której udało mi się z komputerem wygrać.

JAK TO DZIAŁA - DLA ZAINTERESOWANYCH GRANIEM
W chwili wejścia na stronę gra się rozpoczęła - plansza jest czysta i Ty zaczynasz.
Niebieskie strzałki wokół planszy oznaczają możliwe ruchy - pojawiają się zawsze przy pustych sześcianach i przy "krzyżykach". Jak się przekonasz po kilku ruchach - w miejscu gdzie stoją klocki z "kółkiem" - strzałek nie ma (gdyż zasady zabraniają ruchów obcymi klockami). Kliknięcie na strzałce powoduje wykonanie odpowiedniego ruchu.
Początkowo kojarzenie strzałek z odpowiednimi ruchami może być niejasne, trzeba się trochę przyzwyczaić. Najlepiej załapać jak to działa, metodą prób i błędów.
W chwili gdy wykonasz ruch, czerwoną ramką oznaczone jest pole z którego wyjąłeś klocek, zaś niebieską pole, w którym klocek został wsunięty. Po wykonaniu ruchu jest kolej na Twojego elektronicznego rywala, kliknij jedyną niebieską strzałką w prawym górnym rogu, by pozwolić maszynie na wykonanie ruchu. Wówczas ruch komputera, analogicznie oznaczony zostanie niebieską i czerwoną ramką na odpowiednich polach.
W chwili, gdy gra się zakończy, po prawej stronie ekranu ujrzysz stosowny komunikat.

JAK TO DZIAŁA - DLA ZAINTERESOWANYCH ALGORYTMEM
Stan planszy to dwuwymiarowa tablica o odpowiednich wartościach. Algorytm analizuje wszystkie możliwe w danej chwili ruchy za pomocą funkcji oceniającej korzystność każdego zagrania. Funkcja ta ocenia nową sytuację na planszy (po teoretycznym wykonaniu rozważanego ruchu) i przyjmuje wartość od 1 do 25 zależnie od tego, na ile ruch jest dobry (1 w sytuacji gdy ruch kończy się 5 krzyżykami w linii, 24-25 w sytuacji gdy w jednej linii jest 5 kółek i mniej niż 5 krzyżyków). Oczywiście zliczane są wszystkie wiersze, kolumny i przekątne, zarówno ilości krzyżyków jak i kółek w linii.
W przypadku ruchów o podobnej wartości, z których jeden wiąże się z wyciągnięciem pustego klocka, zaś drugi z wyciągnięciem własnego - za korzystniejszy uznawany jest pierwszy wariant (gdyż po wykonaniu ruchu przybywa kółek na planszy, co oczywiście jest dla grającego kółkami korzystne).
Algorytm wybiera ten ruch, któremu funkcja oceny wyznaczyła najwyższą wartość. W przypadku ruchów ocenionych tak samo (co zdarza się często, szczególnie na początku rozgrywki), spośród ocenionych najwyżej ruch wybierany jest losowo.
Algorytm blokuje kontynuowanie rozgrywki gdy przynajmniej w jednym wierszu, kolumnie lub na przekątnej znajduje się pięć identycznych symboli - wówczas ustalany jest zwycięzca.

Powiem szczerze i bez bicia, że po napisaniu skryptu musiałem się parę partyjek namęczyć żeby z tym algorytmem wygrać. Teraz już częściej wygrywam niż przegrywam;)

Dodam na koniec osobistą opinię na temat gier planszowych przeniesionych na ekran komputera: absolutnie nie należy sobie na elektronicznych wersjach wyrabiać opinii o grze. Komputerowe wersje często kompletnie zabijają klimat i atrakcyjność produktu. Takie odniosłem wrażenie grając w Eufrat i Tygrys na napisanej przez kogoś w javie aplikacji. Również elektroniczny Hive na stronie wydawcy gry to nie to, co układanie prawdziwych bakelitowych płytek na prawdziwym stole. W przypadku miłych dla oka, drewianych produktów firmy Gigamic nie jest inaczej. Nie potępiam jednak takich pomysłów, niekiedy bowiem mogą grą zainteresować. Elektroniczną wersję Quixo zrobiłem ot tak, dla zabawy - zachęcam do wypróbowania, komentarzy, uwag i sugestii.

Planszówki w Dzienniku Polskim #3


Jak co dwa tygodnie, w dzisiejszym numerze Dziennika Polskiego, a konkretnie na 11tej stronie dodatku Magnes, można przeczytać krótkie recenzje gier planszowych. Tym razem Marcin Tumidajski pisze o dużej planszówce Age of Empires III Age of Discovery, ja natomiast prezentuję bardzo niedoskonałą, aczkolwiek również niedocenianą strategię Warrior Knights oraz wydaną niedawno po polsku niekolekcjonerską karciankę Sabotażysta.
Osoby zainteresowane, mieszkające poza rejonem dystrybucji Dziennika Polskiego (Małopolska), jak zwykle mogą skorzystać z odpłatnej wersji online.

czwartek, 3 lipca 2008

Planszówki w Dzienniku Polskim #2


Dwa tygodnie temu pisałem o Magnesie - dodatku do Dziennika Polskiego, w którym można co nieco przeczytać o grach planszowych i karcianych. Planszowa rubryczka ma się pojawiać co dwa tygodnie. Poprzednio były recenzje gier Stone Age, StarCraft i Citadels (dwie ostatnie napisane przeze mnie). W dzisiejszym Dzienniku Polskim przeczytacie kolejne dwie moje krótkie recenzje. Tym razem prezentuję gry Samurai oraz MagBlast. Zachęcam do lektury mieszkańców Małopolski, gdyż właśnie tam można Dziennik Polski nabyć, pozostali mają do dyspozycji (odpłatną niestety) wersję online.

środa, 2 lipca 2008

Lubię Days of Wonder


Należę do grona planszówkowców, którzy lubią ładnie wydane gry. Klimat potęgowany za sprawą ładnie wydanego produktu ma dla mnie cholernie duże znaczenie. Nie oznacza to oczywiście, że mechanika gry ma dla mnie znikome znaczenie, przyznam się jednak bez bicia, że gdy planszówka wygląda rewelacyjnie, wiele mechanicznych niedociągnięć jestem w stanie wybaczyć. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, nie polubię tytułu niezbalansowanego, niegrywalnego z głupią mechaniką tylko dlatego, że ma śliczne figurki! To nie tak! Jeżeli mam jednak wybierać między bardzo fajnie działającą grą, o ciekawej tematyce i rewelacyjnym wydaniu, a grą o tematyce wątpliwie interesującej, wydanej nieźle z mechaniką rewelacyjną - prawdopodobnie bardziej zainteresuje mnie pierwsza opcja.
Czy zatem jestem wrogiem eurogier zapatrzonym na produkty FantasyFlightGames i Days of Wonder? Hmm... zapatrzony na produkty FFG i DoW faktycznie jestem, ale wrogiem eurogier na pewno nie. Owszem, lubię zagrać w dopracowane mechanicznie gry z czołówki rankingu BGG, uważam Wysokie Napięcie, Caylusa czy Puerto Rico za tytuły godne polecenia. Nie straszne mi też niezliczone drewniane sześciany zamiast figurek (zwłaszcza, gdy są to armie z Shoguna, który nawiasem mówiąc wydany jest świetnie).
Dowcip polega na tym, że w mojej ocenie mechanika gry nie jest jedynym istotnym czynnikiem, branym pod uwagę przy ocenie gry. Klimat towarzyszący rozgrywce (który budują dwa czynniki: tematyka gry i jakość wydania) to sprawa imho równie istotna, co płynnie działająca mechanika.
Gdybym uważał inaczej, całą swoją planszówkową pasję skoncentrowałbym wyłącznie na szachach i (lub) go. Nic nie poradzę na to, że większą frajdę sprawiają mi kosmiczne podboje w grach Twilight Imperium albo StarCraft niż sadzenie marchewki w Agricoli. Ciekawiej dla mnie jest dowodzić fantastyczną armią w BattleLore, War of the Ring, Game of Thrones czy Warrior Knights niż budowa sieci energetycznych czy zbieranie indygo i tytoniu w Puerto Rico. A jeśli już nawet mam ten tytoń i indygo magazynować, to czemu nie w oprawie Age of Empires III ?
W tym kontekście wybaczam Twilight Imperium długi czas rozgrywki, StarCraftowi nierówne szanse, a War of the Ring to, że nie mieszczące się w regionach figurki zastępowane są żetonami (gdyby były drewniane sześciany jak w Shogunie było by sto razy wygodniej, ale bez figurek nie jest już tak tolkienowsko. Albo wygoda i praktyczność, albo estetyka i "klymat" - nic za darmo;-)). W Eufracie i Tygrysie, czy też wspominanych już gracz Puerto Rico albo Wysokie Napięcie nie mam się za bardzo do czego przychrzanić od strony mechanicznej, wykonanie jednak rozczarowuje mnie mocno (w tych przypadkach akurat nie tyle trwałość i solidność, co szata graficzna). W Descencie natomiast mechanika nie jest żadnym majstersztykiem, ale gra jest niesamowicie fajna. Dungeon Crawler dla niekoniecznie ubogich, to coś, do czego chętnie się wraca. Nic na to nie poradzę.
Dodam tylko na koniec, że ja lubię gry różnego typu. Z wymienionych w tej notce tytułów wysoko oceniam wszystkie, chociaż oczywiście z różnych powodów.
Do tytułu notki natomiast trafiła dzisiaj firma Days of Wonder z dwóch powodów. Ciągle recenzuję gry FFG, a jakoś nie ma okazji by napisać o jednej ze świetnych gier DoW (w Rebel Timesie oczywiście są recki gier DoW, ale akurat nie mojego autorstwa). Muszę coś z tym zrobić, by mieć okazję napisać o tym, pod jakimi względami produkty FFG nie dorastają DoW do pięt;).
Drugi powód, to koperta, którą znalazłem dzisiaj w swojej skrzynce pocztowej. Od niedawna jestem szczęśliwym posiadaczem planszówki BattleLore, z teoretycznie wadliwej serii BL10. Podobno nadruki na kostkach się będą wycierać (jak na obrazku obok). Zobaczymy, na razie nic się nie wyciera. W każdym razie w piątek wypełniłem formularz na stronie Days of Wonder i już dzisiaj otrzymałem liścik nadany z Francji, a w nim drugi zestaw 12 sześciennych kostek BattleLore. Mała rzecz, a cieszy;-) Lubię takie podejście do tematu. Cenię firmy, które wolą wymienić błędnie wydrukowane karty, niż spławić klientą erratą w PDFie.
Jeżeli Twój egzemplarz BattleLore ma numer seryjny zaczynający się od BL10, w każdej chwili możesz tak jak ja poprosić wydawcę o przesłanie nowego kompletu kości. Zrobisz to tutaj.
A o BattleLore napiszę jeszcze nie raz, bo to bardzo fajna gra - fajna ajflowym okiem, po lekturze tej notki łatwo stwierdzić co to oznacza;) Miodna, choć losowa, świetnie wygląda i dostarcza dużo frajdy. Mimo iż nie jest jakoś skrajnie mózgożerna, a i kostkami turla się sporo.

czwartek, 26 czerwca 2008

Rebel Times #9 i planszowe Top10


Krótka notka, a w niej dwie informacje: pierwsza w tytule, od iluśtam minut jest już do pobrania zapowiadany w poprzedniej notce dziewiąty numer Rebel Timesa (kliknij okładkę w lewym panelu tego bloga aby pobrać najnowszy lub dowolny archiwalny numer).
Druga informacja, mniej istotna - zaktualizowałem TOP10 na lipiec. Czerwiec jeszcze się nie skończył, ale do poniedziałku grania nie będzie więc nic się już nie zmieni. Zresztą zmiany na liście też kosmetyczne, więc nie będę szerzej komentował. Na dwóch pierwszych pozycjach ponownie zamieniły się miejscami Shogun z Descentem. W długofalowej rywalizacji chyba Descent jednak przegra (gry trudne do porównywania, ale Shogun mniej obciąża czasowo, lżejszy do cyklicznych spotkań. Descent bardzo miodny, ale jednak dla fanatyków konwencji). Na kolejnych pozycjach zamieniły się miejscami War of the Ring z Puerto Rico. Uzasadnienie może być podobne.
W Top10 tym razem nie ma nowości, parę tytułów podskoczyło o jedną pozycję kosztem StarCrafta, który znacząco spadł.

wtorek, 24 czerwca 2008

Dziewiąty Rebel Times już na dniach


Komplet tekstów wrócił z korekty, trwa skład, a to oznacza że czerwcowy, dziewiąty numer magazynu Rebel Times opublikujemy w ciągu najbliższych dni. Jak zwykle przy tej okazji prezentuję, nie publikowaną jeszcze nigdzie finalną wersję okładki, a na niej spis treści tego numeru. Jak nietrudno zauważyć, numer sesyjno-wakacyjny, można więc będzie poczytać o grach lżejszych, odstresowujących. W lipcu będzie zupełnie inaczej:)

czwartek, 19 czerwca 2008

Planszówki w Dzienniku Polskim

Jeżeli ktoś z Was mieszka w Małopolsce, z pewnością bez trudu trafi w kiosku na Dziennik Polski. Ja od urodzenia jestem lublinianinem, więc wspomniana gazeta jest poza moim zasięgiem. W dzisiejszej notce zwracam na Dziennik Polski uwagę z bardzo prostego, zawartego w tytule wpisu powodu.
Dziennik Polski zawiera dodatki tematyczne, zaś w dzisiejszym, czwartkowym numerze, 11 strona dodatku Magnes poświęcona jest grom planszowym. Konkretnie są tam trzy recenzje godnych uwagi planszówek: dwie krótkie i jedna dłuższa. Dłuższą recenzję (Stone Age) napisał Rafał Stanowski, zaś dwie krótsze (StarCraft oraz Citadels) napisałem ja.
Podobny materiał ma pojawiać się w Dzienniku Polskim co dwa tygodnie. Oczywiście polecam, bowiem warto czasami odstawić na bok PeCety i konsole i przyjemnie ze znajomymi spędzić czas przy ciekawych, niekomputerowych grach. Z mojej strony w rubryce DP będą to właśnie takie krótkie, w miarę możliwości napakowane konkretami recenzje. Obecnie wybór planszówek jest przeogromny, w różnych cenach i o różnym stopniu komplikacji. Mam nadzieję, że tego typu publikacje ułatwią wybór dokładnie takich tytułów, które trafią w gusta Czytelnika oraz odradzą zakup tytułów które nie będą w stanie spełnić oczekiwań.

wtorek, 3 czerwca 2008

Mój prywatny ranking planszówkowy

Na początek informacja dot. RebelTimesa - wczoraj wieczorem udostępniony został ósmy numer, można już pobierać (kliknij na okładce numeru po lewej stronie by przejść na odpowiednią stronę).
Chyba już pisałem, że w tym numerze możecie przeczytać dwie recenzje mojego autorstwa: Hive oraz Eufrat i Tygrys, a więc gry nieco inne od tytułów, które recenzowałem dotychczas.

W następnym numerze najprawdopodobniej znowu popełnię dwie recki, na pewno jedną z nich będzie "Well of Darkness", czyli pierwszy dodatek do Descenta (docelowo zrecenzowane przeze mnie mają być wszystkie). Drugą recenzją nie wiem jeszcze co będzie, bo kilka czeka w kolejce, ale najprawdopodobniej jakaś eurogra. Majowy Rebel Times opublikowany został 2go czerwca, a więc ciut za późno ;-) Wstępnie zaplanowaliśmy z ekipą grafik w taki sposób, by czerwcowym numerem trochę nadrobić poślizg. Czy nam się uda, to się okaże.

Parę osób (niewiele:)) zauważyło, że od paru miesięcy na tym blogu widnieje moje planszówkowe TOP10. Jaki ma to sens, że co miesiąc ajfel wedle swojego uznania wypisuje 10 tytułów lubianych przez niego gier? Może i nie ma, na własnym blogu prezentuję własne opinie i gusta, taki ranking owe gusta z pewnością jakoś tam obrazuje. W tej notce w kilku zdaniach postanowiłem jednak w paru zdaniach wytłumaczyć się z tego, jak wspomniany ranking powstaje.
Oznaczenia są oczywiste, bo dość powszechnie stosowane. Ranking jest aktualizowany na początku każdego miesiąca, obok tytułu gry jest informacja o zmianie w stosunku pozycji sprzed miesiąca (wykrzyknik oczywiście oznacza, że miesiąc temu tego tytułu nie było w TOP10). W jaki sposób ustalana jest kolejność. Moje zawodowe programistyczne zboczenie sprawiło, że odbywa się to według pewnego, ścisłego algorytmu. W telegraficznym skrócie, gry dostają punkty w trzech seriach:
po 1) Historia: gra dostaje punkty za pozycję sprzed miesiąca
po 2) Subiektywnie: gra dostaje punkty na bazie zebranych przeze mnie opinii w ciągu ostatniego miesiąca: tutaj bonus zbierają tytuły w ostatnim czasie bardziej eksploatowane, o ile nie tylko ja, ale także współgracze wyrażali pochlebne opinie. Gram w różnymi ekipami i z różną częstotliwością, stąd ten czynnik jest cholernie subiektywny.
po 3) Obiektywnie: gra dostaje punkty na miarę tego, jak ogólnie jest ceniona (opinie moje i innych w recenzjach, komentarzach etc).

Punkty sumuję i mam wstępny wynik, w którym zazwyczaj jest kilka remisów. Rozstrzygam je w dwóch krokach:
1) Jeżeli remisuje pozycja z wykrzyknikiem, z pozycją bez wykrzyknika, to nowość na liście zajmuje pozycję niższą.
2) Jeżeli po 1) nadal są remisy, decyduje aktualna pozycja gry w rankingu BoardGameGeek i tyle:)

Na koniec notki malutki komentarz do rankingu czerwcowego:
Na dwóch pierwszych pozycjach zamieniły się miejscami Descent i Shogun. Spadek Shoguna prawdopodobnie wynika ze sporego zamieszania wokół nowego dodatku do Descenta (Road to Legend) i pierwszych plotkach o kolejnym (Tomb of Ice). Nie zmienia to jednak faktu, że kolejny miesiąc Shogun okupuje ścisłą czołówkę. Ta fenomenalna gra strategiczna na BGG ma znacznie wyższą notę niż Descent, ale tak naprawdę nie da się porównać tych dwóch gier (polecam obie!).
Shogun to kompletny zamknięty produkt, bardzo miodna strategia - gram w nią regularnie, zapraszam do rozgrywek nowych graczy i ogólne wrażenia są baaardzo pozytywne.
Z kolei Descent to cała linia wydawnicza, pięknie wydana gra przygodowa, wraz z kolejnymi dodatkami coraz bardziej "fabularna", przy czym "Road to Legend" jest dość sporym krokiem w stronę erpegów (wielosesyjne kampanie, długofalowy rozwój postaci, mnóstwo znakomitych pomysłów). Po kilku całonocnych rozgrywkach Descenta, gdy okazało się że przez ileśtam tygodni nie miałem czasu na kolejne, kumple we czterech nie wytrzymali i zrzutkowo kupili tą grę wraz z wszystkimi dostępnymi dodatkami. Mają swój zestaw i teraz grają sobie beze mnie, nie muszą czekać aż znajdę czas (z którym wiecznie mam problem), a ja nie muszę się co tydzień tłumaczyć, że "znowu tym razem nie mogę". I fajnie. Hmm.. czyżbym coraz bardziej popularyzował gry i robił obroty sklepom? ;-)
Na trzeciej pozycji listy nowość: pięknie wydana strategia War of the Ring. FFG zrobili dodruk (ostatnio grę ciężko było kupić) - i od razu widać efekty;) War of the Ring na BGG stale utrzymuje wysoką pozycję, rzekłbym nawet że bardzo wysoką jak na strategię w której postawiono na tolkienowski klimat i piękne wykonanie, a w mechanice elementów losowych nie brakuje. Ta gra ma w sobie jakiś magnetyzm i sądzę że nie prędko wyleci z TOP10.
Kolejna lokata: Puerto Rico, niekwestionowany lider na BGG, nieformalnie najlepsza planszówka świata, od jakiegoś czasu także w polskiej edycji. Awans o dwa oczka w stosunku do ubiegłego miesiąca. Czy wdrapie się także na szczyt mojego prywatnego rankingu? Nie wiem, nie jest to moja ulubiona gra i po podsumowaniu punktów trochę zaskoczył mnie jej awans. Przewiduję prezentację tego tytułu wśród ludzi i parę rozgrywek w połączeniu z Shogunem i Eufratem. Będę zbierał opinie, raczej się przyjmie;-) Za Puerto Rico w rankingu mamy wspomnianego Eufrata i Tygrysa. Spadek spowodowany prawdopodobnie tym, że tytuł się trochę przejadł, ostatnio graliśmy w to bardzo dużo. W opinii niejednej grupy graczy Eufrat wypadł dość blado, gdy graliśmy na zmianę z Shogunem. Ludzie wolą Shoguna! Przynajmniej w świetle moich obserwacji. Dalej bardzo kontrowersyjna (imho) duża planszówka jaką jest StarCraft. Osobiście lubię tą grę i sporo o niej pisałem na tym blogu. Wśród ludzi z którymi grywam nie brakuje jednak takich, którzy po 2-3 partiach stwierdzili, że nie chcą w to więcej grać. Dla równowagi, są również zagorzali fani tej gry. Dla mnie StarCraft jest fajny - mimo całej litanii wad. Planuję obszerną recencję tej gry na łamach Wrót Wyobraźni. Na liście spadły o kilka oczek mniejsze, lżejsze tytuły czyli Cytadela i Hive - obie recenzowałem na łamach RT. No i dwie nowości: polski akcent wśród chwalonych na świecie planszówek: Neuroshima HEX oraz "teoretycznie niekolekcjonerski bitewniak" - BattleLore. O obydwu tytułach z pewnością poopowiadam. Innym razem.

wtorek, 27 maja 2008

Ósmy numer Rebel Timesa już niebawem!


Blog znowu zaniedbany, podobnie jak kilka innych spraw. Cóż poradzić - ważne rzeczy się dzieją wokół mnie, więc inaczej być nie może.
Tradycyjnie jednak, przy kolejnym numerze Rebel Timesa blogowej notki zabraknąć nie może.
Kończę skład numeru, a więc już niebawem powinien trafić w Wasze ręce. Czas najwyższy, w końcu to już końcówka maja. Sting ma w tej chwili zapieprz wokółmagisterkowy (i nie tylko), dlatego On w tym numerze zapauzuje, a w ramach uzupełniania luki zamiast jednej, będą dwie recenzje mojego autorstwa. Nie wiem czy Was to cieszy, czy martwi - ale dla otuchy powiem Wam że za miesiąc najprawdopodobniej będzie tak samo :-) Oczywiście jak zwykle przeczytacie także po jednej recenzji napisanej przez Wredną i Ejdżeja. Recenzje planszówek w majowym numerze uzupełnią dwie recki erpegów popełnione przez Raziela i Kastora. Tradycyjnie do notki dołączam nie publikowaną jeszcze nigdzie, finalną wersję okładki tego numeru (a na niej spis treści).
Jak wspomniałem, numer powinien być do pobrania już na dniach - jak będzie, nie omieszkam poinformować. Koniec notki, wracam do składania.

środa, 23 kwietnia 2008

Rebel Times #7

Mam w tej chwili milion spraw na głowie, więc notka będzie ekstremalnie krótka. Zakończony został skład kwietniowego RebelTimesa i jak zwykle przy tej okazji na blogu publikuję okładkę (a na niej spis treści). Pismo powinno być udostępnione jeszcze dzisiaj.
W tym numerze jeden większy tekst mojego autorstwa (zgodnie z zapowiedziami - recenzja Descenta). Najprawdopodobniej recenzje dodatków do tej gry opublikowane będą trochę później (początkowo planowany był cykl w kolejnych numerach, tak jak zrobiłem z Game of Thrones). W maju, czerwcu będę chciał poświęcić więcej uwagi eurogrom, bo przez tytuły FFG nasz miesięcznik zdominowany był dostatecznie długo ;-)
No ale jak to wszystko wyjdzie, czas pokaże.. informował będę na bieżąco.

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Notka urodzinowa


Zdarzyło się to chyba po raz pierwszy w moim życiu - prawie zapomniałem o swoich urodzinach, gdyby nie moja lepsza połówka pewnie bym zapomniał całkiem;) W tym roku urodziny (29 jakby ktoś pytał) wypadły w głupi dzień - poniedziałek. W sumie jest całkiem przyjemnie, siedzę w pracy, odbieram kartki internetowe, życzenia sms'owe, telefoniczne i mailowe. Te ostatnie conajmniej w połowie od ludzi których kompletnie nie kojarzę (prawdopodobnie wysłane z jakiegoś forum erpegowego, na którym zamontowana jest przypominajka). Wielkiego świętowania tym razem nie będzie.. jest poniedziałek, na urlopowanie chwilowo nie mogę sobie pozwolić, multum zajęć.. prawdopodobnie skończy się na kilku piwkach w dobrym towarzystwie. W tym miejscu składam zbiorcze, serdeczne dzięki za Waszą pamięć, zwłaszcza że ja nie należę do ludzi pamiętających o ważnych datach znajomych osób. Tyle o urodzinach, teraz przejdźmy do kilku innych bieżących tematów..

Moja planszówkowa aktywność: produkują się kolejne recenzje. Miejscem publikacji jak zwykle będą Wrota Wyobraźni i Rebel Times.
W kwietniowym RTimesie będzie wreszcie moja recenzja Descenta, dość obszerna - każdy kto śledzi notki na tym blogu wie, że Descenta testowałem już od dłuższego czasu. Gra jest ogromna i trochę trzeba było nad nią posiedzieć, by dokonać uczciwej (aczkolwiek wciąż subiektywnej) oceny. O kwietniowym RTimesie na pewno będzie jeszcze okazja napisać. Co do Wrót Wyobraźni - po publikowanej niedawno recenzji Talismana zaplanowane są teraz kolejne tytuły, ale wstrzymam się chwilowo ze zdradzaniem szczegółów. Ostatnio wokół Wrót Wyobraźni było małe zamieszanie, zupełnie niepotrzebne... i osobiście cieszy mnie że sprawa nie zrobiła się za bardzo głośna. Poszedł chybiony joke na 1go kwietnia potem zamieszanie ciągnęło się przez kilka dni. Teraz też jest mały bałagan, bowiem serwis potrzebuje małej reorganizacji. W każdym razie - mimo gorszej kondycji Wrót w ostatnim czasie - na pewno serwis nie będzie zamykany, wciąż są ludzie chętni go Wrota tworzyć i wciąż nie brakuje nowych pomysłów, które w najbliższym czasie chcemy wdrożyć.

Na planszówkowych spotkaniach stale eksploatujemy Descenta z dodatkami Well of Darkness oraz Altar of Despair (recenzje tych dodatków napiszę w późniejszych numerach RT), na początku maja planujemy zacząć rozgrywki z dodatkiem Road to Legend - jego recenzja to jednak dalsze plany. Niezależnie od Descenta regulanie grywamy w Shoguna - strategię, której recenzję napisałem jakiś czas temu (zapraszam do lektury RT) i z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że wysoka nota, jaką dałem tej grze była w pełni zasłużona.
Z mniejszych gier okazjonalnie grywam w Carcassonne - wszystkich dodatków zbierać, ani testować nie zamierzam, chociaż ogólnie to bardzo sympatyczna familijna gra. Będzie z pewnością okazja trochę więcej o niej powiedzieć. Oprócz tego regularnie znajduję czas i okazję na partyjkę Hive - wspominałem już o tym tytule, jestem nim po prostu zachwycony. Ostatnia moja propozycja to Quixo - gra wydana przez Gigamic, zatem piękne, drewniane wydanie i sympatyczna logiczna zabawa. Mimo wszystko trochę droga (100zł), ale warto spróbować - o ile jest możliwość, przed zakupem;) . Wykonanie rewelacyjne, aż miło popatrzeć, jeszcze milej zagrać.

No i plany dotyczące tego bloga: mam nadzieję że w końcu powrócą notki poświęcone konkretnym grom, jak to miało miejsce na początku. Ostatnimi czasy bloga zdominowały notki o wszystkim i o niczym (takie jak ta). Wynika to z faktu, że wciąż jestem w fazie porządkowania różnych spraw, a na głowie mam całkiem sporo (ci co wiedzą, co się dzieje w moim życiu wiedzą o tym najlepiej;)). Z porządkami jednak wychodzę już na prostą, a to oznacza że niebawem powinien znowu znaleźć się czas na sporządzanie szerszych raportów z planszówkowania, dłuższych notek o pojedynczych grach, a zatem o większej wartości informacyjnej. Tymczasem dzisiaj tyle, idę cieszyć się tym, że znowu stałem się trochę starszym facetem ;)

środa, 19 marca 2008

Nadchodzi garść recenzji - notka przedświąteczna

Zgodnie z przewidywaniami w poprzedniej notce - mój mały urlop minął na tyle gładko i szybko, że o blogu nie miałem nawet okazji pomyśleć, nie wspominając o płodzeniu nowego wpisu. Minęło trochę czasu i z satysfakcją stwierdzam, że zaobserwowałem u siebie przebudzenie ze snu zimowego.. ostatnio w ciągu doby jestem w stanie zrobić znacznie więcej niż jeszcze niedawno. Pracuję wydajniej, na więcej rzeczy mam czas, w wielu sprawach ponadrabiałem zaległości. W ciągu trzech dni po urlopie w sprawach zawodowych załatwiłem więcej spraw niż w ciągu miesiąca przed urlopem. Sprawniej mi też idzie rozpracowywanie kolejnych gier i pisanie recenzji. Jeżeli jeszcze uda mi się to wszystko lepiej usystematyzować, to już będę z siebie całkiem, całkiem zadowolony.
W tej chwili niestety wciąż jest tak, że mam kilka tekstów zaczętych, rozgrzebanych.. cierpliwie czekających na dysku, aż się nad nimi zlituję, dokończę i oddam do korekty.
Tymczasem kończę skład marcowego numeru Rebel Times, tradycyjnie przy takiej okazji dołączam do notki nie publikowaną jeszcze nigdzie, finalną wersję okładki. Wewnątrz sporo o karciankach, ale dla planszówek i erpegów także znalazło się miejsce. Te ostatnie, to tradycyjnie tematyka "światomrokowa". Tekstów nWODowych na łamach RT nie zabraknie, ale na White Wolfie erpegi się nie kończą, dlatego kombinujemy ze Stingiem, by w następnych numerach znaleźć więcej miejsca dla innych gier fabularnych dostępnych polskim erpegowcom.
Jeżeli chodzi o moje teksty - w marcowym Rebel Timesie możecie przeczytać recenzję Cytadeli, natomiast w kwietniu będzie Descent, być może coś jeszcze. Poza Rebel Timesem również można przeczytać moje nowe wypociny. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj (a jak nie dzisiaj, to niebawem) na łamach planszówkowego działu Wrót Wyobraźni opublikowana zostanie moja recenzja Talismana. Jak wspominałem, trwa intensywna produkcja kolejnych tekstów.

A co mam na warsztacie? Descent chwilowo poszedł na bok, trwa wielkie oczekiwanie na najnowszy dodatek: Road to Legend, o którym trochę już pisałem. Ostatnio wspominałem także o grach Hive oraz Tygrys i Eufrat. Ta druga wciąż jest ostro eksploatowana. Trochę ostatnio brakuje czasu na dłuższe granie, ale mimo to do ogrywanych tytułów dołączyły kolejne: Puerto Rico i Carcassonne - czyli tytuły raczej niezbyt nowe, za to znane i lubiane.

Prawdopodobnie przed świętami notki już nie będzie, chyba żeby RebelTimes został udostępniony, wtedy będzie krótka informacja. Tym, którzy dotrwali do końca tej notki życzę zatem w ciągu nadchodzących świątecznych dni odrobiny świętego spokoju i masy pozytywnego nastroju.

wtorek, 4 marca 2008

XXI Lubelskie Dni Fantastyki, albo dwudniowy GamesRoom

Lubelskie Dni Fantastyki to impreza niewielka, bardzo lokalna. Ma fajne tradycje i bardzo dobrze mi się kojarzy, a to dlatego że m.in. za sprawą LDFów naście lat temu miałem okazję poznawać jak wyglądają konwenty. Fakt, że kiedyś impreza ta wyglądała zupełnie inaczej niż obecnie, ale dzisiaj o tym pisać nie zamierzam. Inna sprawa, że moje konwentowanie obecnie też wygląda trochę inaczej, zaś na LDFach w miniony weekend pojawiłem się tylko na kilka godzin w środku dnia. Notka ta w żaden sposób nie będzie relacją z imprezy, gdyż byłem na niej obecny w bardzo niewielkim stopniu. Przywitałem się z ekipą znajomych z LSFu, z którymi widuję się ostatnio znacznie rzadziej, po czym zrobiłem kursik do GamesRoomu, by zagrać w kilka tytułów.


Na zdjęciu obok, sobota, LDFy: rozpoczynam rozgrywkę TiE z Wojtkiem Doraczyńskim. Zdjęcie zawinąłem z fotorelacji Paradoksu, nie pytając nikogo o zgodę ;-)

GamesRoom na LDFach wyposażony był bardzo przyzwoicie. Sporo tytułów, lepszych i gorszych, mniejszych i większych - było w czym wybierać. Osobiście bardzo sympatycznie wspominam kilka partyjek gry Tygrys i Eufrat. Ostatnio mam ochotę grać w tą grę niemal bez przerwy. Na szerszą recenzję przyjdzie pora i znajdzie się lepsze miejsce - tutaj tylko napiszę, że TiE to baaardzo miodna, dość mózgożerna i abstrakcyjna strategia.
Gracze budują królestwa i gromadzą w nich swoje wpływy. Polega to na umieszczaniu na planszy żetonów cywilizacji (świątynie, farmy, targowiska i osady) oraz przywódców swoich rodów (kapłani, rolnicy, kupcy i królowie). Niekiedy prowadzi to do konfliktów
gdy dwa królestwa się łączą, bądź przywódca określonego typu ma w królestwie rywala z innego rodu. Rozgrywkę uzupełnia możliwość zagrywania katastrof oraz wznoszenia monumentów, które regularnie i obficie dają graczom punkty zwycięstwa.
Aby wygrać, trzeba zadbać o wpływy w każdej z czterech dziedzin (osadnictwo, rolnictwo, handel i religia) - podczas gry każdy z graczy gromadzi punkty zwycięstwa w czterech kolorach (oraz skarby, które pod koniec rozgrywki można uznać za punkty wybranego koloru/dziedziny). Ważne jest to, że specjalizacja w jednej dziedzinie skazuje nas na porażkę. W tej grze chodzi o to, by żadnej dziedziny nie zaniedbać, o zwycięstwie bądź porażce decyduje bowiem ilość punktów, które zgromadzimy w NAJSŁABSZEJ z naszych dziedzin.
Świetne, łatwe do opanowania zasady działają wyśmienicie, możliwości taktycznych całe multum. Gra jest o wiele fajniejsza niż prezentuje się na pierwszy rzut oka. To zdecydowanie jeden z najlepszych tytułów, jakie było mi dane poznać kiedykolwiek. Z drugiej strony uczciwie trzeba stwierdzić, że nie jest to tytuł, który każdego tak pochłonie. W tym momencie powiem tylko że GORĄCO POLECAM. Gdzie i kiedy moja recenzja? - nie wiem jeszcze, na pewno dam znać. Narazie jeszcze trochę pogram w różnych składach.

Inny, bardzo niepozorny tytuł, godny polecenia to HIVE. Gra nie przyciąga szczególnej uwagi, tematycznie też wydała mi się średnio ciekawa. Już po pierwszej rozgrywce stwierdziłem jednak, że to naprawdę znakomity pomysł na logiczną/strategiczną rozgrywkę dwa dwóch osób. Każdy z graczy dostaje tutaj zestaw estetycznie wykonanych klocków z symbolami owadów. Gracze naprzemiennie dostawiają swoje robactwo do już istniejącego roju, bądź przemieszczają już postawione klocki wg ściśle określonych zasad. Każdy z owadów ma inne zasady poruszania się, dodatkowo przeciwnik ma możliwość blokowania naszych ruchów. Wygrywa ten, kto pierwszy otoczy pszczołę przeciwnika. Początkowo wydało mi się to niezbyt ciekawie, ale kombinowania tu co nie miara. Świetna gra logiczna dla dwóch osób, oczywiście ZERO tutaj elementów losowych. Rozgrywka nie wymaga ani dużo czasu ani dużej przestrzeni - wystarczy niewielki stolik. Na uwagę zasługuje także dodatek, oferujący każdemu z graczy po jednym nowym klocku z symbolem komara. Zmienia on przebieg rozgrywki dość istotnie, bowiem komar nie ma swoich specjalnych zasad poruszania się, lecz przejmuje zdolność ruchu robala z nim sąsiadującego. Za dwa dodatkowe kamienie trzeba dopłacić 8 złotych. Wydatek niewielki, fizycznie też dostajemy niewiele, za to urozmaicenie gry naprawdę ciekawe. W komplecie z HIVE dostajemy praktyczną saszetkę, by kamienie z robalami wygodnie nam było transportować - i grać gdziekolwiek. Bardzo fajna rzecz.

Obiecałem sobie w tej notce dla odmiany nie pisać o Rebel Timesie, ale się nie udało, bo przed chwilą dzwonił do mnie Sting. Numer marcowy mamy jeszcze w rozsypce, jak dobrze pójdzie po najbliższym weekendzie zebrany będzie komplet tekstów po korekcie i od poniedziałku ruszy skład. A jak źle pójdzie, to później:) Ze świeżych przecieków dodam, że najprawdopodobniej już od tego numeru Czytelnicy RT dostaną jakiś ogólny tekst światomrokowy, jako że nawiązaliśmy współpracę z Oneiros - oficjalnym polskim serwisem Świata Mroku. Tym samym Sting prawdopodobnie stopniowo odejdzie od recenzowania WODowych podręczników, co jednych ucieszy, a innych zmartwi ;-) Wbrew początkowym planom, wciąż nie zanosi się na moje recenzje erpegów na łamach RT - zbyt wiele mam wpisanych w grafik recenzji planszówek i karcianek, więc na recki podręczników erpegowych narazie nie znajdę czasu.

Tyle informacji na dzisiaj. Od jutra mam tygodniowy urlop, ale nie jestem w stanie w tym momencie stwierdzić, że w związku z tym szansa na szybką, kolejną notkę się zwiększy, czy drastycznie zmniejszy;-)

wtorek, 26 lutego 2008

O Rebel Timesie, Descencie i erpegowcach w stanie spoczynku;)

Dzisiaj znowu będzie o kilku sprawach jednocześnie. Pierwsza sprawa: lutowy numer Rebel Times - pojawił się wczoraj wieczorem, możenie go pobrać tutaj. Dlaczego tak późno? Też chciałbym wiedzieć. W tym momencie nie sądzę, by numer marcowy pojawił się w pierwszym tygodniu miesiąca. Raczej nie ma co na to liczyć. Zdradzę natomiast że będzie w nim jedna lub dwie recenzje mojego autorstwa. Na pewno napiszę o Cytadeli, możliwe że oprócz tego do numeru trafi jeszcze jedna moja recenzja innej gry. Zobaczymy.
I jeszcze parę słów na temat gry, którą mam ostatnio na warsztacie i o której wspominam w każdej notce. Chodzi oczywiście o Descenta.
Cykl recenzji descentowych planuję rozpocząć w kwietniu.
Podstawkę przetestowałem już w stopniu wystarczającym, "wyeksploatowałem" także większość elementów, które pojawiły się w Well of Darnkess i niektóre elementy Altar of Despair. Będzie o czym pisać. Tymczasem Fantasy Flight Games dosłownie co kilka dni serwują nam kolejne dawki przecieków dotyczących najnowszego dodatku - Road to Legend, który na półkach sklepowych ma się pojawić już w marcu. Dodatek zapowiada się bardzo smakowicie ;) Gruntownie przebudowane zostaną zasady. Do tej pory gra polegała na wyborze scenariusza i "czyszczeniu" odpowiednich podziemi. Za sprawą RtL będziemy mogli rozgrywać całe kampanie
, w których bohaterowie wędrują przez krainę, zaliczają kolejne spotkania, eksplorują podziemia, odwiedzają różne miasta etc. Coraz bardziej erpegowa robi się ta planszówka co mnie osobiście bardzo cieszy. Polecam lekturę kolejnych zapowiedzi RtL (najnowsza pojawiła się dzisiaj).

Znakomita większość ludzi, z którymi gram w planszówki to mówiąc brzydko "erpegowcy w stanie spoczynku" ;) Gdy przed laty regularnie marnotrawiłem czas na całonocnych sesjach Ad&D, WFRP, Earthdawna i CP2020 - dość naturalna wydawała mi się droga od planszówek do gier fabularnych. Niezbyt wiarygodna wydawała mi się wówczas migracja w drugą stronę. "Człowiek gra w przygodowe planszówki, odkrywa 'amytniejszą, wyższą formę' i przesiada się na erpegi". Tak sobie kiedyś myślałem. Młody i głupi byłem wtedy;) Teraz jestem młody inaczej i głupi na inny sposób.
Pierwsze spotkanie z grami (powiązanymi tematycznie z fantastyką, a więc coś innego niż chińczyk i warcaby) zaliczyłem oczywiście w podstawówce. Nie wiem co było pierwsze, bo kojarzę ten czas z dwoma rodzajami gier. Pierwsze były paragrafówki (wówczas spotkałem się raczej z określeniem fantasolo lub fighting fantasy) - publikowane w prasie, później wydane w zeszytowej formie. Najbardziej utkwiła mi w pamięci paragrafówka "Dreszcz", prawdopodobnie dlatego, że poznałem ją jako pierwszą. Potem były inne tytuły.
Niezależnie od fascynacji fantasolo - "książkowej" zabawy dla jednej osoby, pojawiły się inne gry. Był to czas, gdy w moim mieście w sklepach pojawiły się obleśnie wydane, pełne paskudnych żetonów, pakowane w foliowe worki, fantastyczne gry firmy Encore, czyli plagiaty zachodnich tytułów (o czym oczywiście niewiele osób miało pojęcie). Tutaj pamiętam przede wszystkim takie gry, jak "Bogowie Wikingów", "Odkrywcy Nowych Światów", "Labirynt Śmierci" i "Gwiezdny Kupiec" i w końcu "Wojna o Pierścień". Później oczywiście przyszła pora na firmę Sfera i kultową planszówkę "Magia i miecz". Po MiM była już krótka droga do poznania gier fabularnych i niemal całkowitego porzucenia gier planszowych (za wyjątkiem powiązanych po części z bitewniakami: Space Hulkiem i Battletechem. W bitewniaki nigdy zbyt wiele nie grałem, najwięcej miałem do czynienia z świetną imho Necromundą).

Potem na dobre zaczęły się lata erpegowej przygody i o grach planszowych niemalże zapomniałem. Gdy na konwentach zaczęły się pojawiać GamesRoomy, początkowo nie wzbudzały mojego zainteresowania. Wolałem nocną sesję. Sporo się zmieniło gdy raz spróbowałem zagrać w Game of Thrones i innym razem w Pirates CSG. Te tytuły wkręciły mnie na dobre i niedługo później zacząłem poznawać całą lawinę kolejnych tytułów. Jednocześnie (i niezależnie od nowej fali zainteresowania planszówkami) na gry fabularne przestałem mieć czas. Po ukończeniu studiów, rozpoczęciu pracy na pełny etat i ogólnej zmianie trybu życia, tygodniowego grafika etc - okazało się, że stosunkowo łatwo mogę sobie pozwolić na cotygodniowe spotkanie przy planszówkach, nie wymagające żadnych wcześniejszych przygotowań, mogące być za każdym razem w innym składzie i niezależnie od spotkań poprzednich. Z erpegowymi kampaniami tak się nie dało, wymagały więcej zaangażowania i systematyczności. To prawdopodobnie najważniejszy powód zaistnienia obecnej sytuacji. I wiem, że ja i moja ekipa nie jesteśmy szczególnym przypadkiem. Widzę wśród wielu znajomych "erpegowców w stanie spoczynku", nie pamiętających swojej ostatniej sesji, natomiast mających całkiem sporo czasu w weekend by zorganizować spotkanie przy Arkham Horror, Agricoli czy nawet Talismanie.
I w tym kontekście bardzo fajnym tytułem okazuje się Descent - dungeon crawler pełną gębą, tytuł dla erpegowców ze zdrowym dystansem do uskutecznianej zabawy. Nadchodzący dodatek jest w tym kontekście czymś bardzo podążanym, gdyż serwuje uczestnikom zabawy lekko fabularyzowaną kampanię. Bez wcześniejszych przygotować, czytania sourcebooków, pisania scenariuszy, umówionych spotkań przy ściśle ustalonym składzie. Ot, po prostu grupa ludzi (niekiedy dość przypadkowa) zasiada przy dużym stole i wciela się w grupę herosów wędrujących przez fantastyczną krainę. Ratujących świat co weekend, dostających questa od tego samego tajemniczego nieznajomego w tej samej gospodzie, co kiedyś. Niby inna forma.. ale całkiem znajomy sprzed lat dreszczyk emocji. Szczególnie polecam grupom trzydziestolatków, którzy ostatniego smoka mieli okazję zabić 15 lat temu ;) Zawieźcie dzieci do babci, żony zostawcie na cały dzień w centrum handlowym, sami weźcie urlop na żądanie... i zasiądźcie z kumplami w karczmie na dobry początek fascynującej przygody:)

wtorek, 19 lutego 2008

Rebel Times #5


Po styczniowym poślizgu plan był taki, by lutowy numer Rebel Times - naszego miesięcznika o grach, pojawił się na początku miesiąca. Połowa lutego minęła, pismo jeszcze nie jest do pobrania. Zainteresowanych informuję jednak, że numer jest już złożony i nanoszone są ostatnie poprawki przed publikacją.
Powinien więc pojawić się lada moment. Jak zwykle, do notki dołączam okładkę numeru - możecie wyczytać z niej, co znajduje się wewnątrz. Jak widać, numer jest dość nietypowy: cztery recenzje erpegowe i dwie planszowe. Taka odmiana. W marcu będzie już standardowo, czyli zajmiemy się przede wszystkim planszówkami i karciankami. Tyle o planach, tyle na dziś.

środa, 13 lutego 2008

O pakowaniu Descenta i nie tylko..

Od poprzedniej notki minęło trochę czasu. Nie będę obiecywał poprawy, następna notka może być za trzy dni, lub za trzy tygodnie - nie mam pojęcia i tyle. Dzisiaj postanowiłem wklepać kilka słów, chociaż uczciwie muszę stwierdzić że również tym razem zbyt wiele czasu nie mam. Oderwanie się na chwilę od obowiązków nie zaszkodzi, więc prezentuję garść informacji dotyczących moich działań i planszowych roz(g)rywek:

Pierwsza sprawa: RebelTimes. Mam już komplet materiałów na numer lutowy, trwa skład. Terminów nie podaję, ale będzie niebawem. Nie podaję także spisu treści - powiem tylko, że najnowszy RebelTimes będzie inny od poprzednich, bardziej erpegowy. Taka odmiana, która pewnie jednych ucieszy, a innych rozczaruje. W marcu najprawdopodobniej wrócimy do dotychczasowego układu i proporcji. W tym numerze jak zwykle przeczytacie recenzje planszówek Andrzeja (Ejdżej) i Dominiki (jestem_wredna). Będą też teksty Stinga, który nie napracował się w styczniu (wtedy ja zrobiłem garść tekstów, teraz pauzuję;). Tyle dzisiaj na temat nadchodzącego numeru.

Jak już wspominałem, szykuję się do cyklu recenzji wielkiej planszówki spod szyldu Fantasy Flight Games, jaką jest "Descent: Journey into the Dark". Ostatnio sporo grywam w tą grę, testuję różne scenariusze i w różnych ekipach ludzi. Myślałem że będzie lekko, ale nie jest. Mam tyle samo powodów by się grą na maksa zachwycać, co powodów by ją w recenzji na maksa zjechać. A nie miałbym odwagi nazwać tego produktu "przeciętnym" - to słowo kompletnie nie mi nie pasuje do giganta, jakim jest Descent.
Obecnie prowadzę rozgrywki z obydwoma dodatkami, jakie wyszły do gry (Well of Darkness i Altar of Despair). Z rozszerzeniami liczba elementów, na które składa się gra, znacznie urosła.
Pod tym względem: niech chowają się przy Descencie wszelkie Warcrafty, Doomy, Twilighty i inne StarCrafty. Descent to prawdziwy kolos!

Podstawkę otrzymujemy w wielkim pudle (dokładnie takim jak inne największe gry FFG, czyli Twilight Imperium, Tide of Iron, StarCraft, World of Warcraft). Każdy z wydanych do tej pory dwóch dodatków stanowi typowe, kwadratowe pudełko (identycznych rozmiarów jak większość gier wydawnictwa).

Wydawnictwo Fantasy Flight Games znamy już z tej strony, że swoje gry zwykło pakować kiepsko. Pudełka są ładne i trwałe, ale po wyjęciu elementów z wyprasek pozostaje nam wszystko luzem wsypać do pozbawionego jakichkolwiek przegródek pudła, lub zadać sobie trud utrzymania porządku własnymi metodami. Najczęściej nie ma o czym gadać: kupuje się za symboliczne pieniądze odpowiednią ilość woreczków strunowych i w nich trzyma się wszelkie elementy, na jakie składa się gra. W przypadku Descenta z dodatkami trzeba tych woreczków bardzo dużo! Oczywiście to nie jedyny możliwy sposób. Można popatrzeć jak radzą sobie ludzie, przeglądając galerię na boardgamegeek.com - są tam różne pomysły: tekturowe przegródki, plastikowe toolboxy itd.

Druga sprawa to kwestia zapakowania gry w jak najpraktyczniejszy sposób. Najlepiej by było zmieścić wszystko w zgrabnym pudełku jednego z dodatków. Dało się tak zrobić w przypadku Twilight Imperium. Pudełko z dodatku mieści się w plecaku, w kieszeń plecaka pudełeczko z kartami - i wielka gra staje się całkiem wygodna w transporcie.
W Descencie jednak nie ma co o tym marzyć. W pierwszej kolejności postanowiłem więc zmieścić wszystko w dużym pudle podstawowym. Najwięcej miejsca zajmują duże figurki potworów oraz fragmenty korytarzy. Wraz z dodatkami przybywa wszystkich elementów. Okazało się że da się wszystko zmieścić w jednym, dużym pudle - ale tylko wtedy, gdy elementy ułożymy w rozsądny, uporządkowany sposób. I fajnie, posegregowałem wszystko w niezliczonej ilości woreczków, starannie poukładałem w pudle - i mogłem wyruszyć na kolejne planszówkowe spotkanie.

Descent to dość "stacjonarna" gra - w tym sensie, że najlepiej, gdy znajduje się w miejscu, gdzie odbywają się rozgrywki i nie trzeba jej pakować i transportować. Najlepiej jak figurki stoją uporządkowane na półce, w zasięgu ręki overlorda. Ja jednak nie mam takiego komfortu. Gram w Descenta w różnych miejscach, a najrzadziej jest to moje miejsce zamieszkania. Pudło jest na tyle duże, że niezbyt wygodne w transporcie. Po paru rozgrywkach przekonałem się, że z Descentem trzeba się obchodzić w odpowiedni sposób, by nie zepsuć sobie zabawy. Oto wnioski:

- w Descenta gra się długo. Aby rozgrywka nie była nużąca warto więc zadbać o to, by tracić jak najmniej czasu na czynności dodatkowe (rozpakowanie, segregowanie elementów, szukanie odpowiednich znaczników podczas rozgrywki etc). W przypadku tej gry szalenie istotne jest, by wszystkie potrzebne elementy były pod ręką, by mieć porządek w bardzo licznym gronie figurek i żetonów. Bałagan bardzo skutecznie sparaliżuje i zepsuje rozgrywkę.

- Duży stół sprzyja utrzymaniu porządku. Im ciaśniej, tym chaotyczniej. Warto pomyśleć o jakimś dodatkowym stoliku pod ręką overlorda, by miał porządek w licznych elementach mapy, kartach i innych elementach gry.

- Przekonałem się, że nie warto było starać się upakować wszystko w jednym pudełku. Wszystko jest wtedy ściśnięte, wymaga więc wypakowania, porokładania na niewiarygodnie dużej przestrzeni, gdzie zwykle najtrudniej znaleźć jest właśnie to, czego się aktualnie szuka. Doszedłem do wniosku, że skoro np wrzucam pudełko z grą do bagażnika samochodu (bo i tak jest duże i przemieszczanie się na drugi koniec miasta publicznym środkiem transportu nie jest godne polecenia), to równie dobrze mogę do tego bagażnika wrzucić kilka pudełek.

- Polecam korzystanie z wszystkich pudełek - nie koniecznie w takim układzie, jak ja to zrobiłem, ale nie ma imho sensu upychanie za wszelką cenę wszystkiego w jak najmniejszej przestrzeni. Lepiej wykorzystać większą przestrzeń, ale za to błyskawicznie sięgać po aktualnie potrzebny nam element rozgrywki. Przyspieszy to zarówno przygotowania do gry, jak i sam przebieg scenariusza.

- W dużym pudełku transportuję obecnie same figurki. Warto zorganizować tam jakieś przegródki. Posegregowane figurki potworów pozytywnie wpłyną na przebieg scenariusza. Trochę irytuje bowiem kilkuminutowe, żmudne szukanie Master Deep Elfa w wielkim, wymieszanym stosie .

- Pudełka dodatków wykorzystałem do transportu pozostałych elementów. W jednym z nich zrobiłem przegródki z grubej tektury. Tam, w woreczkach strunowych umieściłem wszystkie żetony i znaczniki, na jakie składa się gra. Podczas rozgrywki, w przegródkach znajdują się tylko elementy często używane przez overlorda w danym scenariuszu. Drugie pudełko służy wyłącznie do transportu ubranych w koszulki kart (przez foliowe koszulki ochronne karty zajmują niestety znacznie więcej miejsca), oraz posegregowanych fragmentów korytarzy - wszystko pospinane gumkami, żeby nie latało bezwładnie. Do pudełka wcisnąłem jeszcze spięte razem karty postaci oraz woreczek z drzwiami i ruchomymi ścianami. Na wierzch idą wszelkie instrukcje i księgi wypraw.

Tak zapakowany Descent zajmuje trzy pudełka, ale jest znacznie wygodniejszy podczas rozgrywki. W czasochłonnej grze łatwiej o zniechęcenie, wynikające z czasochłonnym przygotowaniem, w przypadku Descenta każde odkrycie nowego obszaru to ustawianie przez overlorda kolejnych figurek, przeszkód i innych elementów na planszy. Gra wiele zyska, gdy będzie się to odbywało sprawnie.

W marcu, czyli już za miesiąc ma się pojawić Road to Legend, kolejny dodatek do Descenta. Nie wiem do końca jakie będzie zawierał elementy - z zapowiedzi wynika, że spodziewać się raczej należy stosu nowych terenów i znaczników, kosztem niewielkiej (bądź żadnej) ilości nowych figurek. Ale to się dopiero okaże. Dodatek zapowiada się bardzo ciekawie, sądzę także że nie wymusi na mnie zastosowania jakiś drastycznych zmian w obecnej formie pakowania gry. O Road to Legend z pewnością będę pisał jeszcze wielokrotnie. W tej chwili fani Descenta na całym świecie oczekują na publikację zasad dodatku na stronie FFG, która powinna pojawić się miesiąc przed premierą... czyli już:)

czwartek, 24 stycznia 2008

.. w końcu

Dzisiaj rano opublikowany został styczniowy numer Rebel Times'a. O poślizgu i o tym, co można znaleźć w numerze już pisałem w poprzednich notkach. Dzisiaj mogę powiedzieć tylko tyle, że numer był złożony ponad tydzień temu. Różne zgrzyty komunikacyjne sprawiły, że publikacja przesunęła się o kilka dni. Postaramy się, by więcej takie sytuacje nie miały miejsca.

Ja zaś miałem kilka dni urlopu, które upłynęły na radosnym obijaniu się. Jutro wieczór planszówkowy - nie ustaliliśmy jeszcze, co będzie grane. Wiele wskazuje jednak na to, że po dłuuuuuuugiej przerwie planszówki pójdą na bok, a my wyciągniemy nasze zakurzone jednostki Pirates CSG (moją recenzję tej przeuroczej gry znajdziecie w 1 numerze RT, artykuły rozmaite na Wrotach Wyobraźni).

Wciąż czekają na publikację moje, nie dokończone recenzje dla Wrót Wyobraźni. Ponieważ mam mniej roboty z 5tym Rebel Timesem, jest szansa że niebawem dział planszówkowy Wrót w końcu zasilony zostanie dwoma, albo trzeba moimi recenzjami.

Dalsze plany? Jest kilka tytułów, które mam obecnie na warsztacie, testuję bądź planuję testować. Zamierzam coś napisać o nowym NS HEXie.. w sumie gra nie jest nowa, ma tylko nową oprawę. Na zachodzie przyjęta bardzo ciepło, na naszym, polskim podwórku oczywiście już grę porządnie opluto i sponiewierano. Postaram się więc niebawem wyrazić swoje zdanie na temat tego produktu, niezależnie od "zagramanicznej" euforii i "krajowej" żółci wylewanej w ilości proporcjonalnej do tego, na ile coś komuś się udało.

Drugi z moich większych planów, to porządnie pograć w Descenta. Różne opinie o tej grze się słyszy, mi osobiście bardzo przypadła do gustu. Ot, beztroskie, klasyczne ukazanie dungeon crawl'a, bez budowania przesadnie wydumanej, fabularnej otoczki, za to w bardzo ładnym opakowaniu. Mam już na stanie pierwszy dodatek, drugi w drodze. Trzeci ekipa FFG dopiero produkuje. Zamierzam Descenta zrecenzować dokładnie, gdyż w mojej ocenie zasługuje na to. Planuję więc cykl recenzji: podstawka i kolejne dodatki. Dokładnie tak, jak to miało miejsce z linią Game of Thrones, którą recenzowałem w pierwszych numerach RT.

Co jeszcze w planach... ciągle przekładam zrecenzowanie Shadows over Camelot (miała być w drugim numerze RT).. zrecenzuję, o ile mnie w końcu Ejdżej nie ubiegnie (wtedy Jego reckę przeczytacie w RT, a moją na łamach Wrót). Tak już było z recenzją Warrior Knights, którą możecie przeczytać w numerze dzisiaj opublikowanym.. być może ja napiszę za niedługi czas reckę Crown & Glory - dodatku do tej sympatycznej planszówki.

Dzisiaj tyle.. wyszła taka notka o niczym.. jak to po urlopie ;-)

poniedziałek, 14 stycznia 2008

o planach, poślizgach i jeszcze jednym gadżecie

Dzisiaj tylko ekspresowa garść informacji o moich pracach. W minionym tygodniu nie udało się opublikować styczniowego numeru Rebel Times. Powody różne, między innymi zabrakło zdjęć do dwóch recenzji (wyratował mnie z tej sytuacji Ejdżej - dzięki wielkie!). Połowa tego numeru jest mojego autorstwa, a biorąc pod uwagę że zajmuję się też grafiką i składem (a w tym numerze po części także korektą) - trochę się orobiłem ;) Ale za to w numerze lutowym moich tekstów najprawdopodobniej nie będzie, więc jak komuś moje recenzje nie odpowiadają to powinien się ucieszyć ;-) Tym razem popełniłem trzy recenzje plus ramkę uzupełniającą reckę Warrior Knights. Mam nadzieję, że cały numer przypadnie Wam do gustu, ale jeszcze nie zapraszam do lektury, bo na publikację trzeba jeszcze chwilkę poczekać. Numer złożyłem, teraz Sting i Nataniel czytają i próbują wyłapać ostatnie błędy do poprawienia.
Ponieważ z tym Rebel Timesem miałem więcej roboty niż przewiduje ustawa, recenzje do publikacji na Wrotach Wyobraźni chwilkę muszą poczekać. Będę informował na bieżąco.

I jeszcze raz wspomnę o planszowym StarCrafcie, bowiem w piątek opracowałem jeszcze jeden drobny bajer pomocny podczas rozgrywki. Jest to plansza do rozstrzygania bitew. Do wydruku potrzebny jest jeden arkusz A4 (najlepiej gruby papier fotograficzny i zwykła atramentowa drukarka). Normalnie podczas bitwy ściąga się figurki z obszaru planety i ustawia starcia gdzieś na wolnym fragmencie stołu (zwykle jest z takim miejscem problem, a tym bardziej z miejscem na karty walki użyte w każdym starciu). Wyprodukowałem więc planszę na której jest oznaczone miejsce na 4 starcia (tyle starć może mieć miejsce na obszarze z limitem jednostek równym 4). Taki drobny gadżet - w mojej ocenie bitwy przeprowadza się z nim wygodniej, o ile oczywiście macie na tyle duży stół, by znalazło się miejsce na ten element, oprócz wszystkich innych elementów StarCrafta ;-)
Jeżeli ktoś z Was ma ochotę sobie tą planszę wydrukować, możecie ją pobrać w PDF'ie, jak zwykle z sekcji 'files' w serwisie BoardGameGeek.com, a konkretnie w tym miejscu.

wtorek, 8 stycznia 2008

Styczniowy Rebel Times z poślizgiem


Dla niezorientowanych: Rebel Times to współtworzony przeze mnie miesięcznik poświęcony grom. Całkowicie darmowy, publikowany w PDF, zawsze do pobrania tutaj.

To, że styczniowy numer Rebel Timesa będzie miał poślizg było wiadomo zanim rozpoczęliśmy nad nim prace. Zaraz po publikacji numeru grudniowego były święta, sylwester i inne okazje do obijania się. Poprzednie numery staraliśmy się publikować zawsze koło 7-8go dnia danego miesiąca. Tym razem będzie trochę później. Właśnie kończymy korektę zebranych na ten numer tekstów. Jutro zaczynamy skład, myślę więc że koniec tygodnia jest realnym terminem publikacji. W najgorszym razie zaraz na początku przyszłego tygodnia.

Do tej notki dorzucam nie publikowaną jeszcze nigdzie, finalną wersję okładki 4go numeru. Widać na niej, co znajdziecie wewnątrz numeru. Tym razem zrecenzowane zostały cztery duże planszówki, dwie karcianki (jedna krajowa i jedna zagraniczna) oraz jeden erpeg.

Ten numer zawiera trzy recenzje mojego autorstwa (Twilight Imperium, Shogun i Saboteur), jeżeli moje plany wypalą - w miarę równolegle z moimi na łamach Wrót Wyobraźni pojawią się dwie moje recenzje innych gier (na razie wstrzymam się z informacją, jakich:P).

Już teraz zapraszam Was do lektury wszystkich tekstów o których jest tu wzmianka, wielkie sorry za poślizg. Mam nadzieję że zawartość numeru Wam to zrekompensuje. Wracam do roboty..

poniedziałek, 7 stycznia 2008

Co przyniesie nam 2008 rok..

Od tygodnia mamy 2008 rok :) W świecie rozmaitych gier niekomputerowych ma się w tym roku wydarzyć całkiem sporo. Nie o wszystkich zapowiedziach wiem, nie wszystkie mnie interesują. Do rzeczy, na które wypada imho zwrócić uwagę z pewnością należą:

Dodatki do gier Fantasy Flight Games
FFG lubią robić dodatki do tytułów, które się nieźle sprzedały. A jeżeli mowa o dużej grze, to dodatek zwykle pojawia się bardzo szybko. O wielu planszówkach tej firmy można powiedzieć, że kręcą się wokół jednego schematu, zmienia się fabularna otoczka, konwencja - przy tych samych mechanicznych schematach. Trochę to irytujące, ale gry FFG mają swój urok, lubię je. Nie wiem czy i jakie nowe tytuły planują chłopaki na ten rok, ale dodatków do już wydanych gier nie zabraknie:

Kingsport Horror - czyli czwarty (drugi duży) dodatek do Arkham Horror. Spotkałem się już z opiniami, że dodatki do Arkhama są fajne, ale nie wszystkie naraz. Historia zna już przypadki gier które były fajne, ale lawina dodatków z czasem zaniżyła ich miodność. Czy taki los czeka Arkhama? Zobaczymy. Pewne jest jednak, że fani Lovecrafta i samego Arkhama kupią ten dodatek w ciemno. Długa i wąska plansza, jeszcze wydłużona za sprawą Dunwich Horror, teraz wydłużona zostanie po raz kolejny. Szykujcie długie stoły ;-) Dodatek pewnie jak zwykle zaserwuje nam nowe stworki i postaci, kolejny stos kart, których mamy już setki i kolejną rozbudowę bazowych zasad. Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Na chwilę obecną mogę powiedzieć, że wcześniejsze Arkham i Dunwich miały genialną ilustrację na pudełku, Kingsport zaś ma ilustrację w mojej ocenie beznadziejną.

Tannhäuser: Operation Novgorod - pierwszy porządny dodatek do nowego tytułu FFG. Rzecz z pewnością godna uwagi, podstawka była ciekawa - ale mnie osobiście nie wgniotła w fotel. Poza tym wydaje mi się, że bez dodatków długo się w tą grę nie pogra, a Operation Novgorod wprowadza całkiem sporo nowego (najważniejsza sprawa to trzecia siła, której brakowało od samego początku).

Days of the Fox - pierwszy dodatek do Tide of Iron (nie grałem, więc się szerzej nie wypowiadam). Tym oto sposobem StarCraft pozostanie afaik jedynym wielkopudełkowym tytułem FFG, który nie ma dodatków. Do czasu jak sądzę.

The Road to Legend - trzeci dodatek do Descenta. Od początku podchodziłem do tej gry bez uprzedzeń i polubiłem ją. Plany dot. The Road to Legend są bardzo ambitne. Tym razem ma być do coś więcej niż nowy zestaw figurek, podłóg, kart i żetonów. Planowana jest gruntowna przeróbka systemu, by oprócz dungeonowych jednostrzałówek możliwe było rozgrywanie całych kampanii jedną drużyną śmiałków.. od zera do bohatera. W tej chwili jakoś tego nie widzę, chyba że mechanika gry opracowana zostanie zupełnie od nowa, podobnie jak statystyki potworków. No ale nie chodzi też chyba o to, by początkowo w kółko mordować koboldy, by na epickich levelach powalać hordy smoków ;-) Tak jak mówiłem - plany są ambitne, nie wiem tylko jak to można rozsądnie zrobić. Mam nadzieję że dodatek ten pozytywnie mnie zaskoczy.

A co na naszym, polskim podwórku? Za sprawą Galakty czeka nas polskojęzyczne wydanie hitu Fantasy Flight Games, czyli oczywiście Gry o Tron. Pomysł dla mnie chybiony. Osobiście jestem wielkim fanem Game of Thrones, ale gra obecna jest na rynku już od dawna. Ogólnodostępna polska instrukcja w zupełności wystarcza, by mogły grać w GoT osoby nie znające angielskiego (napisy na kartach nie są specjalnie wymagające). Wydaje mi się więc, że kto miał kupić GoT, ten już dawno kupił. W mojej ocenie lepszym pomysłem byłoby spolszczenie tytułów nowszych (Tannhauser?) albo przynajmniej bardziej wymagających językowo (Arkham Horror?).
Komercyjny sukces polskiej Grze o Tron wróżę tylko w sytuacji, gdy będzie miała bardzo atrakcyjną cenę (wtedy sam kupię).

Czarodzieje z Wybrzeża znowu irytują
Starczy gadania o Fantasy Flight Games - to nie jest notka sponsorowana ;-)
Na erpegowym rynku z pewnością ważnym wydarzeniem będzie wydanie czwartej edycji Dungeons&Dragons, oczywiście nakładem Wizards of the Coast. Jakiśtam sentyment do D&D mam (chyba najbardziej do drugiej edycji, bo z edycją 3.x bardziej mam styczność jako czytelnik niż jako gracz). Ogólnie jestem człowiekiem z pewnym erpegowym stażem, od lat niegrającym, ale wciąż zainteresowanym tematem. Kupuję podręczniki, czytam, nie gram :-)
I właśnie dlatego czwartej edycji D&D nie kupię. WotC będą na nowo naparzać przedruki materiałów z wcześniejszych edycji. Nie interesują mnie zmiany, design 4 edycji wydaje mi się obleśny. Zamierzam dokompletować podręczniki edycji 3.x (oczywiście nie wszystkie, a tylko niektóre - interesują mnie sourcebooki, natomiast rozszerzenia zasad niezbyt). Czy w czwartej edycji będą kosmetyczne zmiany, czy jakieś rewolucje - nie wnikam. To już nie dla mnie.
Dozbieram sobie brakujące mi podręczniki Forgotten Realms, dodatków do Dragonlance po polsku się raczej nie doczekam. Polskiego Eberrona z pewnością kupię. No i oczywiście Midnight też (hmm.. miało już nie być o FFG;) ). Swoją drogą, ciekaw jestem co w obliczu 4 edycji D&D zrobią polscy wydawcy (ISA i Galakta). Będą dalej tłumaczone wcześniejsze podręczniki? Będą wydane settingi wcześniejszej edycji, po światowej premierze 4ed? Ech.. wolałbym żeby machina marketingowa Czarodziei z Wybrzeża nie narobiła burdelu w polskojęzycznych liniach wydawniczych.. zobaczymy jak będzie.

BlackIndustries, Copernicus i Portal
To ostatni wydawcy, o których chcę napisać w tej notce. Ten rok to przede wszystkim czas próby dla Dark Heresy - erpega w świecie Warhammera 40k. Nasłuchałem się już masę wypowiedzi mądrali na różnych forach - jakie to na pewno będzie badziewie. A ja osobiście marzyłem o erpegu w świecie "czterdziestki" daaaaaawno temu. I cieszę się, że się doczekałem. Nie wiem jeszcze jaki będzie, nie śledzę zajawek zbyt mocno. Ale trzymam kciuki. Wierzę też, że Copernicus zdecyduje się na Dark Heresy po polsku. Myślę, że ten tytuł jest skazany na sukces podobnie jak 2ga edycja WFRP.

Skoro już jesteśmy przy Copernicus Corporation - to w tym roku ma się pojawić ciekawy polski erpeg - Klanarchia. Zapowiada się toto całkiem smakowicie.
Osobiście cieszy mnie, że na rodzimym rynku erpegowych cośtam się wciąż dzieje. Nie wiem, czy Portal zechce coś jeszcze ruszyć w kwestii Monastyru, pewnie sprzedaż Nordii (dobry dodatek, przy którym na pewno Autorzy musieli się napracować) Trzewika rozczarowała. Wydawnictwo wyraźnie koncentruje się na puszczaniu na zachód HEXa po face-liftingu. Z tekturowego Glika zrobili drewnianego, mam nadzieję że przesiadka na ten surowiec nie odbije się czkawką, jak to było przy próbie montowania blaszanych okładek w limitowanej neuroshimie. Portal chyba konsekwentnie pójdzie w stronę planszówek kosztem erpegów, obserwujemy tą tendencję już od dłuższego czasu. Dobrze, że zaczęli także myśleć o jakości wydania, nie tylko o minimalizacji kosztów. Na nowego Hexa miło popatrzeć (może to jeszcze nie światowa jakość i przegięta cena - bo to sama tektura w końcu), jeżeli wydawnictwo odpuści sobie obleśne pomysły pokroju AtoMUUUówek, to nie wykluczone, że się polubimy.

Co do Black Industries - liczę, że w tym roku pojawi się jakiś dodatek do Talismana, ale narazie nie słychać nic na ten temat. Szkoda. Skoro przy wokół-gamesworkshopowych klimatach jesteśmy, wygląda na to że trzecia edycja Space Hulka wciąż pozostaje tylko plotką. Nie docierają do nas żadne konkretne informacje, więc chyba zbyt szybko się nie doczekamy.

I to chwilowo tyle. Notkę pisałem dość spontanicznie, bez planowania o czym trzeba napisać. Mogłem więc coś istotnego (w mojej ocenie istotnego) przeoczyć. Jeśli tak, zrobię uzupełnienie. Pewne jest jednak, że na kilka tytułów w tym roku czekam - powinno być ciekawie.

niedziela, 6 stycznia 2008

Prawdopodobnie ostatnia notka o StarCrafcie

Od poprzedniej notki minęło trochę czasu - wiadomo: zamieszanie wokół świąt, sylwestrowe balety etc.. z wieloma sprawami mam poślizg, więc i wklepać coś na bloga nie za bardzo było kiedy.
Niemniej udało się zorganizować dwie nocki planszówkowe: jedna zaraz po świętach, druga wczoraj.

Pierwsze spotkanie zainaugurowała partyjka w StarCrafta w 5 osób. Cóż mogę powiedzieć - grało się bardzo fajnie, rozgrywka przebiegła bardzo sprawnie (wszyscy oprócz mnie grali pierwszy raz, gra trwała 3 godziny). Jak zwykle wygrali Zergowie :)

Podczas tej rozgrywki po raz pierwszy użyłem własnej produkcji podkładek pod karty walki. Cóż to takiego? Bardzo prosta rzecz: każdy gracz ma podkładkę z miejscami na Deck, karty na ręku i karty odrzucone. W StarCrafcie każdy gracz ma przed sobą mnóstwo elementów, doświadczenie uczy, że wcześniej czy później - któryś z graczy omyłkowo sięga po karty z decka, zamiast kart, które ma na ręku. Bardzo łatwo się pomylić, gdy przed sobą mamy całe mnóstwo innych kart, żetonów, figurek i znaczników. Ten prosty element okazał się bardzo pomocny. Podkładki zrobiłem z dopasowaną do design'u gry grafiką - odpowiednią dla każdej frakcji. Wydrukowałem na zwykłej atramentówce, ale na grubym fotograficznym papierze (potrzeba tylko dwa arkusze A4 takiego papieru na komplet podkładek). Jeżeli chcecie zrobić sobie coś podobnego, moje podkładki w pliku PDF opublikowane są w serwisie boardgamegeek.com w starcraftowej sekcji "files", dokładnie tutaj.

Oprócz StarCrafta tego dnia nie mogło zabraknąć partyjki MagBlasta, zaś spotkanie zakończyliśmy grając w Shadows over Camelot (naprawdę świetna gra, o której przy innej okazji napiszę trochę więcej).

Na wczorajsze granie zaplanowany był StarCraft i Warrior Knights. Spotkaliśmy się w 6 osobowym składzie, więc pierwszy raz była okazja wypróbowania StarCrafta w pełnym składzie. Była to prawdziwa katastrofa! Nie za bardzo potrafimy wyjaśnić co się stało. Dotychczasowe rozgrywki przebiegały sprawnie - od początku właśnie za to chwaliłem tą grę. Wczoraj zagraliśmy w sześciu - ruszyliśmy o godzinie 21.. o 3 w nocy przerwaliśmy rozgrywkę (była druga faza eventów i według naszych szacunków do wyłonienia zwycięzcy przed czasem potrzebne były jeszcze ze dwie tury). Masakra..
Nie chce się wierzyć, że jeden gracz więcej powoduje, że się przebieg rozgrywki tak sypie. Special Victory Condition Aldarisa z pewnością trochę grę wydłuża, bo inni mają więcej punktów do zdobycia. Na pewno o wiele dłużej trwała faza planowania, podobnie jak i wykonywanie rozkazów. Faktem jest że nie za bardzo blokowaliśmy sobie rozkazy, zatem eventów ubywało wolno. Być może druga próba zagrania w 6 osób wypadłaby lepiej. Ale chyba nie prędko zechcemy w tą grę zagrać w pełnym składzie. Po wczorajszym dniu jesteśmy dostatecznie zniechęceni ;-) Powiem tylko, że tym razem zdecydowanie w rozgrywce dominowały frakcje Terran - i było praktycznie pewne, że któraś z nich zwycięży poprzez zgarnięcie 20 Conquest Pointów.

Z innych obserwacji - StarCraft nie należy do gier, w których łatwo jest naprawić popełnione błędy. Jeśli np w pierwszej fazie stracisz workerów (i nie naprodukujesz z nawiązką nowych) - prawdopodobnie będzie ci ich brakowało już do końca rozgrywki. Próbując tworzyć nowych, dajesz zajęcie już posiadanym, nie masz więc czym produkować jednostek, które podbiją nowe obszary, a więc szybko zacznie ci brakować surowców. Koło się zamyka, sąsiedzi, którzy nie popełnili twojego błędu, nie dadzą ci żyć. Po paru rozgrywkach dochodzę do wniosku, że w StarCrafcie w znacznej mierze o przebiegu całej gry decyduje ustawienie początkowe i decyzje podjęte w ciągu dwóch pierwszych tur. Wszystko, co się dzieje dalej jest konsekwencją wcześniejszych decyzji - rośniemy w siłę lub staczamy się po równi pochyłej, nie będąc w stanie wybronić się przed lepiej zaopatrzonymi sąsiadami.

Wczorajsze granie miało mieć inny przebieg: szybka partyjka StarCrafta, MagBlast na przerywnik i na koniec Warrior Knights. Był tylko StarCraft.
Chętnie jeszcze w przyszłości w StarCrafta zagram, ale chyba jednak w skromniejszym składzie. Sądzę, że to ostatnia notka na temat tej gry - nic więcej do dodania, teraz z czystym sumieniem mogę pisać o innych rzeczach.

Dzisiaj miało być o wszystkim po trochu: miniraport z dwóch spotkań planszówkowych, kilka zdań o moich bieżących działaniach wokół Rebel Times'a i Wrót Wyobraźni oraz o 2008 roku, a konkretnie co nowego nas czeka w świecie gier.
O Starcrafcie rozpisałem się dziś na tyle, że o pozostałych sprawach napiszę następnym razem. Dzisiaj, może jutro.