niedziela, 6 stycznia 2008

Prawdopodobnie ostatnia notka o StarCrafcie

Od poprzedniej notki minęło trochę czasu - wiadomo: zamieszanie wokół świąt, sylwestrowe balety etc.. z wieloma sprawami mam poślizg, więc i wklepać coś na bloga nie za bardzo było kiedy.
Niemniej udało się zorganizować dwie nocki planszówkowe: jedna zaraz po świętach, druga wczoraj.

Pierwsze spotkanie zainaugurowała partyjka w StarCrafta w 5 osób. Cóż mogę powiedzieć - grało się bardzo fajnie, rozgrywka przebiegła bardzo sprawnie (wszyscy oprócz mnie grali pierwszy raz, gra trwała 3 godziny). Jak zwykle wygrali Zergowie :)

Podczas tej rozgrywki po raz pierwszy użyłem własnej produkcji podkładek pod karty walki. Cóż to takiego? Bardzo prosta rzecz: każdy gracz ma podkładkę z miejscami na Deck, karty na ręku i karty odrzucone. W StarCrafcie każdy gracz ma przed sobą mnóstwo elementów, doświadczenie uczy, że wcześniej czy później - któryś z graczy omyłkowo sięga po karty z decka, zamiast kart, które ma na ręku. Bardzo łatwo się pomylić, gdy przed sobą mamy całe mnóstwo innych kart, żetonów, figurek i znaczników. Ten prosty element okazał się bardzo pomocny. Podkładki zrobiłem z dopasowaną do design'u gry grafiką - odpowiednią dla każdej frakcji. Wydrukowałem na zwykłej atramentówce, ale na grubym fotograficznym papierze (potrzeba tylko dwa arkusze A4 takiego papieru na komplet podkładek). Jeżeli chcecie zrobić sobie coś podobnego, moje podkładki w pliku PDF opublikowane są w serwisie boardgamegeek.com w starcraftowej sekcji "files", dokładnie tutaj.

Oprócz StarCrafta tego dnia nie mogło zabraknąć partyjki MagBlasta, zaś spotkanie zakończyliśmy grając w Shadows over Camelot (naprawdę świetna gra, o której przy innej okazji napiszę trochę więcej).

Na wczorajsze granie zaplanowany był StarCraft i Warrior Knights. Spotkaliśmy się w 6 osobowym składzie, więc pierwszy raz była okazja wypróbowania StarCrafta w pełnym składzie. Była to prawdziwa katastrofa! Nie za bardzo potrafimy wyjaśnić co się stało. Dotychczasowe rozgrywki przebiegały sprawnie - od początku właśnie za to chwaliłem tą grę. Wczoraj zagraliśmy w sześciu - ruszyliśmy o godzinie 21.. o 3 w nocy przerwaliśmy rozgrywkę (była druga faza eventów i według naszych szacunków do wyłonienia zwycięzcy przed czasem potrzebne były jeszcze ze dwie tury). Masakra..
Nie chce się wierzyć, że jeden gracz więcej powoduje, że się przebieg rozgrywki tak sypie. Special Victory Condition Aldarisa z pewnością trochę grę wydłuża, bo inni mają więcej punktów do zdobycia. Na pewno o wiele dłużej trwała faza planowania, podobnie jak i wykonywanie rozkazów. Faktem jest że nie za bardzo blokowaliśmy sobie rozkazy, zatem eventów ubywało wolno. Być może druga próba zagrania w 6 osób wypadłaby lepiej. Ale chyba nie prędko zechcemy w tą grę zagrać w pełnym składzie. Po wczorajszym dniu jesteśmy dostatecznie zniechęceni ;-) Powiem tylko, że tym razem zdecydowanie w rozgrywce dominowały frakcje Terran - i było praktycznie pewne, że któraś z nich zwycięży poprzez zgarnięcie 20 Conquest Pointów.

Z innych obserwacji - StarCraft nie należy do gier, w których łatwo jest naprawić popełnione błędy. Jeśli np w pierwszej fazie stracisz workerów (i nie naprodukujesz z nawiązką nowych) - prawdopodobnie będzie ci ich brakowało już do końca rozgrywki. Próbując tworzyć nowych, dajesz zajęcie już posiadanym, nie masz więc czym produkować jednostek, które podbiją nowe obszary, a więc szybko zacznie ci brakować surowców. Koło się zamyka, sąsiedzi, którzy nie popełnili twojego błędu, nie dadzą ci żyć. Po paru rozgrywkach dochodzę do wniosku, że w StarCrafcie w znacznej mierze o przebiegu całej gry decyduje ustawienie początkowe i decyzje podjęte w ciągu dwóch pierwszych tur. Wszystko, co się dzieje dalej jest konsekwencją wcześniejszych decyzji - rośniemy w siłę lub staczamy się po równi pochyłej, nie będąc w stanie wybronić się przed lepiej zaopatrzonymi sąsiadami.

Wczorajsze granie miało mieć inny przebieg: szybka partyjka StarCrafta, MagBlast na przerywnik i na koniec Warrior Knights. Był tylko StarCraft.
Chętnie jeszcze w przyszłości w StarCrafta zagram, ale chyba jednak w skromniejszym składzie. Sądzę, że to ostatnia notka na temat tej gry - nic więcej do dodania, teraz z czystym sumieniem mogę pisać o innych rzeczach.

Dzisiaj miało być o wszystkim po trochu: miniraport z dwóch spotkań planszówkowych, kilka zdań o moich bieżących działaniach wokół Rebel Times'a i Wrót Wyobraźni oraz o 2008 roku, a konkretnie co nowego nas czeka w świecie gier.
O Starcrafcie rozpisałem się dziś na tyle, że o pozostałych sprawach napiszę następnym razem. Dzisiaj, może jutro.

2 komentarze:

Szczurzasty pisze...

Rozegrałem kilka partii na 6 osób i wrażenia są bardzo podobne do partii na 5 osób - dużo wolniej wcale nie idzie. Musieliście mieć po prostu kiepski dzień ;)
Powiedziałbym nawet że z uwagi na większe schodzenie eventów (co powinien Aldaris robić masowo) kończy się zazwyczaj szybciej.

Warunki zwycięstwa Aldarisa są tragiczne i warto by je jakoś porządnie zerratować. Generalnie jednak przy grze na 5-6 osób zauważyłem, że nie wygrywa się PZtami a własnymi warunkami zwycięstwa.


Po ostatniej partii trudno mi się również zgodzić z teorią, że gra ta nie wybacza błędów. Oczywiście, jak popełnimy poważny błąd to później musimy go naprawiać i konsekwentnie tracimy, jednak również ważne jest rozstawienie i ustalenie 'kto kogo bije'.
A przy ostatniej partyjce (na 3 osoby) zostałem mile zdziwiony, jak gracz już teoretycznie wyeliminowany w drugiej turze zergowym rushem (w pierwszej turze stracił bazę) dzięki scouting party odbudował się i w ciągu dwóch tur prawie całkowicie wyciął zergi ;D

ajfel pisze...

Cóż.. tak właśnie podejrzewam, że na skutek ustawienia/przypadku/nie wiem czego sześcioosobowa rozgrywka nam się wysypała. Skoro w 4-5 osób działało wszystko jak należy, to i 6 powinno. Niemniej ostatnio StarCraft na tyle dał nam w kość, że raczej zafundujemy sobie od niego przerwę.
W ramach porównania mamy do przetestowania sześcioosobową grę w Twilight Imperium ;-)