środa, 19 grudnia 2007

Fenomen MagBlasta



A: Gramy dzisiaj wieczorem w coś?
B: Jasne, wszyscy już powiadomieni
A: Ok, jakie gry przynieść?
B: Mi w sumie wszystko jedno, łącznie sześć osób będzie.
A: Mhm, czyli Descent i Shogun odpadają. To może StarCrafta wezmę, czy Warrior Knights dla odmiany? A może w Arkhama zagramy?
B: Jak uważasz, mi wszystko jedno.
A: Ok, to się zastanowię jeszcze i coś przyniosę.
B: Spoko, tylko MagBlasta nie zapomnij.

W taki mniej więcej sposób wygląda umawianie się na planszówkowo-karciane wieczory w mojej ekipie. Nie ważne jaką grę zaplanujemy na wieczór, nie ważne czy spotkanie będzie bardziej, czy mniej alkoholizowane, czy całonocne czy kilkugodzinne. Od pewnego czasu zawsze pojawiając się w umówionym miejscu, witany jestem pytaniem: "Ale MagBlasta nie zapomniałeś zabrać?".
A ja nigdy nie zapominam, gdzieżbym mógł zapomnieć ! ;-)
Ta szalona karcianka zrobiła w mojej ekipie furorę w chwili, gdy przyniosłem ją po raz pierwszy, wytłumaczyłem w parę minut zasady i rozpoczęliśmy dość głośną batalię o galaktykę.
Grę tą zrecenzowałem w listopadowym Rebel Times'ie, nie będę więc się tutaj po raz drugi rozpisywał na temat tego, na czym to polega i dlaczego jest takie fajne.


MagBlast adresowany jest do szerokiego grona, trafi w rozmaite gusta, ale na pewno nie we wszystkie. To gra imprezowa, dla ludzi którzy lubią się pośmiać i powygłupiać.
Sam w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czemu taka prosta w sumie gierka dostarcza całej ekipie tyle radochy. Odpowiedź nasuwa się sama: właśnie dlatego że jest prosta:) Sprawdzi się na rozgrzewkę przed partyjką jakiejś wymagającej strategii, sprawdzi się także na koniec planszówkowego spotkania, gdy zmęczenie uniemożliwia już szarym komórkom wydajną pracę. W MagBlasta z powodzeniem można grać także wtedy, gdy nasze spotkanie jest trochę bardziej zakrapiane. Wszystko to dlatego, że tutaj nie trzeba się zbyt wiele zastanawiać. Gramy przeciwko temu, kto nam najbardziej podpadł, ewentualnie utrudniamy życie graczowi, który ma aktualnie największe szanse na zwycięstwo. Trochę kombinować trzeba, ale nie za wiele. Z tego co mamy na ręku, staramy się zagrać jak najwięcej i jak najsprytniej. Bez nadmiernego kombinowania za to z dużą ilością śmiechu i.. hałasu. Konieczność wydawania rozmaitych dźwięków podczas zagrywania salw czyni całą rozgrywkę dość komiczną. Jeśli więc Twoja ekipa lubi się pośmiać - MagBlast dostarczy Wam rozrywki na wiele wieczorów.


Gra jest prosta, ale nie prostacka. Zasady da się wytłumaczyć ekipie w kilka minut, ale twórcom udało się osadzić w nich zarówno kosmiczne walki statków, wspieranych przez eskadry myśliwców i bombowców, jak i kwestię zbierania i wydawania surowców, by uzupełniać osłabione siły. Jest też miejsce na odrobinę taktyki przy przemieszczaniu jednostek między sektorami, zagrywaniu pól minowych i asteroidów. Wszystko to w bardzo humorystycznej oprawie i z dużą rolą czynnika losowego. To ostatnie nie powinno jednak zrażać, gdyż mamy do czynienia z szybką party-game, a nie strategią w której głupi niefart na kostce nie powinien walić w gruzy naszych długodystansowych planów.

Na koniec bardzo subiektywnie: moim zdaniem MagBlast to świetna przystawka, ale nie nadaje się na danie główne. Przed / po / między rozgrywkami w bardziej poważne gry? Genialny. Niemniej zaplanowanie wieczoru wyłącznie przy MagBlaście nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Na początku będzie wesoło, ale z czasem zrobi się nudno. To taka moja skromna rada, co robić by się tą zwariowaną karcianką cieszyć jak najdłużej.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

MagBlasta poznałem gdzieś w środku nocy na Ciastkonie i przyznaję, że w takiej chwili sprawdza się to równie dobrze jak Jungle Speed.
Nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z ajflem, że MagBlast to świetna gierka na chwilę rozerwania się. Ale żeby parę godzin w nią grać? Nie w każdym towarzystwie możliwe ;)

skejwen pisze...

jestem slawny - jestem w blogu Ejfla ;D