poniedziałek, 17 grudnia 2007

StarCraft - pierwsze i drugie wrażenie



StarCraft to jedna z ciekawszych gier planszowych wydanych w mijającym roku. Przedpremierową recenzję Szczura (którą umieścił na swoim blogu) opublikowaliśmy w listopadowym Rebel Times'ie. Szczęśliwym posiadaczem tej gry stałem się na tegorocznym Falkonie, ale pierwszy raz zagrałem dopiero tydzień temu. W miniony weekend po raz drugi. Dwie fajne rozgrywki - każda z inną ekipą ludzi. Mogę więc już coś od siebie o tej grze powiedzieć.

Pierwsza moja rozgrywka w SC miała miejsce u Ejdżeja (współtworzymy Rebel Times'a i Wrota Wyobraźni), drugi starcraftowy wieczór miał miejsce u Ghosta (człowiek odpowiedzialny za dział planszówkowy w serwisie Wrota Wyobraźni).


Gra skazana jest na porównania do Twilight Imperium (ten sam wydawca, podobny klimat, równie wielkie pudło i równie spora cena). W Twilighta pograłem jeszcze za mało, żeby szerzej się rozpisywać na temat tej gry (jak pogramy w TI więcej - wtedy z pewnością coś więcej napiszę). Teraz mogę tylko powiedzieć o pierwszym wrażeniu: w mojej ocenie StarCraft wydany jest o wiele lepiej. Grube okrągłe pola planet ze StarCrafta (które błyskawicznie kojarzą się z wafelkami pod browar;) ) prezentują się równie elegancko jak masywne hexy w Twilight Imperium. Jednak jeżeli chodzi o jakość figurek - StarCraft wypada zdecydowanie lepiej: figurki są ładne, szczegółowe i (za sprawą trzech odmiennych ras) bardziej zróżnicowane. Twilight Imperium - co by o nim nie mówić, figurki ma dość obleśne. Sama gra uznawana jest za dość kultowy tytuł, z tego co zdążyłem się zorientować, wydaje się być grą o wiele bardziej rozbudowaną niż opisywany tutaj StarCraft. Ale w tej chwili porównuję tylko wrażenia estetyczne - i tutaj mamy 1:0 dla StarCrafta.

Instrukcja do gry - jak to często bywa w dużych planszówkach, sugeruje że gra jest o wiele bardziej skomplikowana, niż jest w rzeczywistości. Zasady StarCrafta opanować jest bardzo łatwo, w pierwszych rozgrywkach łatwo też pewne drobiazgi przeoczyć. Pamiętajcie jednak, by zaraz po jej przeczytaniu, uwzględnić opublikowaną przez wydawcę erratę.

Na temat zasad rozpisywał się nie będę - ta notka nie jest recenzją, raczej garścią przemyśleń i wrażeń po pierwszych rozgrywkach. A wrażenia są bardzo pozytywne. Gra fajnie wygląda, ma ciekawe, proste do opanowania zasady, silnym atutem są różne możliwości osiągnięcia zwycięstwa oraz inny wygląd planszy przy każdej rozgrywce (rzecz znana z wielu gier, w tego typu strategii bardzo ważna).

Każdy, kto grał w komputerowego RTSa o tym samym tytule, wie doskonale jakie rasy i jednostki występują w grze. Planszówka jest tutaj wierna komputerowemu pierwowzorowi. Zróżnicowanie ras naprawdę fajnie oddano w tej grze - nie tylko odmiennymi jednostkami, także kartami technologii i specjalnymi rasowymi zdolnościami. Być może następne rozgrywki zweryfikują ten pogląd - w tej chwili wydaje mi się jednak, że Zergami gra się najłatwiej, zaś Terranami najtrudniej. Dlaczego? Zergowie mnożą się w zawrotnym tempie (rasowa zdolność dot. limitów jednostek, poza tym same jednostki są tanie). Na nic się zdały kolejne zwycięskie bitwy moich marines, gdy co rundę kolejna fala robactwa zalewała bronioną planetę.
Rasowym atutem Terran ma być większa ilość kart walki na ręku (8 zamiast sześciu). Niby fajna rzecz - cóż jednak z tego, skoro z Protosami walczy się cholernie ciężko, gdyż ich jednostki są po prostu lepsze:) Zobaczymy jak to będzie wyglądało w następnych rozgrywkach.


Pierwszy raz grałem frakcją Arcturusa Mengska (Terranie). Zwyciężyli Zergowie (Queen of Blades), przed czasem - zdobywając 15 Conquest Pointów (niechcący trochę się podłożyłem, niemniej gratulacje Dominika! ;) ).
Drugi raz grałem frakcją Jima Raynora (Terranie). Tym razem także zwyciężyli Zergowie (tym razem The Overmind) - niewiele mi zabrakło tym razem do sukcesu, w ostatniej chwili robactwo pozbawiło mnie mojego Special Victory Condition, osiągając własny (gratulacje Skejwen ;) ).
W następnych rozgrywkach będę próbował sił kolejnymi frakcjami.

Celowo w obu rozgrywkach nie brała udziału frakcja Aldarisa, który modyfikuje pozostałym warunki zwycięstwa. Spotkałem się z opiniami, że Special Victory Condition tej frakcji jest zbyt mocny, z drugiej strony jednak - z definicji jest to frakcja, którą od początku wszyscy wspólnymi siłami powinni zechcieć zmasakrować. Więc wcale nie musi mieć tak lekko. Wynika to też ze specyfiki planszy do SC. Planet jest tylko dwa razy tyle co uczestników gry, zwykle jest więc na niej bardzo tłoczno i zmasowane batalie są nieuniknione. Za sprawą osiowych szlaków (symulujących trójwymiarowość galaktyki) - zazwyczaj wszędzie jest dość blisko, chociaż zdarzają się czasem planety "na uboczu").

Mówiłem już o tym, że zwyciężyć można w tej grze na różne sposoby. Pierwszy i drugi z nich to zdobycie odpowiedniej ilości punktów (standardowo 15 przed czasem, lub po zakończeniu gry osoba mająca najwięcej). Można też zwyciężyć wybijając do nogi resztę lub przez wspomniane wcześniej specjalne warunki - inne dla każdej frakcji. To właśnie wskazywane jest jako wada gry - czy specjalne warunki są nierówne, w tej chwili mam trochę wątpliwość, ale muszę rozegrać jeszcze kilka partii. Na pewno jednak warunki te są nieskalowalne. Z drugiej strony w rozgrywce na sześciu graczy wybicie do nogi reszty nie jest możliwe, a przy grze w 2 osoby teoretycznie da się to zrobić. Na razie mam za sobą dwie rozgrywki w 4 osoby. Ejdżej z Dominiką grali we dwójkę - twierdzą że wszystko działało jak należy. Zaraz po Nowym Roku planuję zagrać w pełnym, 6 osobowym składzie - zobaczymy jak wyjdzie.


Na koniec chcę wspomnieć o jednym bardzo ważnym atucie tej gry. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że StarCraft jest planszówką, na którą nie potrzeba pół nocy. Karty zdarzeń w niezłym tempie odliczają czas do końca, a da się także zwyciężyć przed czasem. Obie rozgrywki przeprowadziłem z początkującymi graczami, w obu przypadkach po wytłumaczeniu zasad na przeprowadzenie gry potrzebowaliśmy około 3 godzin. To bardzo pozytywny wynik w porównaniu z długodystansowymi Twilight Empire, Warrior Knights czy nawet Game of Thrones.
Grając w 6 osób na pewno potrwa to trochę dłużej, sprawdzę i dam znać ;-)

StarCrafta tak naprawdę wciąż dopiero poznaję. Po pierwszej rozgrywce spodobał mi się, ale nie zachwycił jakoś totalnie. Ale po dwóch dniach stwierdziłem że MUSZĘ znowu zagrać. Dziś mi Ghost napisał, że ma po pierwszej rozgrywce podobne odczucia. Na pewno zagram jeszcze nie raz, w większym i mniejszym składzie. Oprócz ładnego wykonania (co dla mnie osobiście ma w grach planszowych bardzo duże znaczenie) gra ma niegłupie zasady, a działanie "stosu" rozkazów zmusza do sporego kombinowania, żeby nie dać się przechytrzyć rywalowi (poprzez "zblokowanie" rozkazów).


Uważam że warto spróbować zagrać w StarCrafta. Nie namawiam od razu do kupna, bo gra do tanich nie należy. Spróbujcie koniecznie np w jakimś GamesRoomie. Po dwóch, trzech partiach sami stwierdzicie, czy chcecie mieć ten tytuł na półce. Mnie osobiście StarCraft nie rozczarował, jeżeli z czasem, po kolejnych rozgrywkach mój pogląd się odmieni (jeszcze bardziej na plus, bądź totalnie na minus) - z pewnością coś na ten temat napiszę;)

5 komentarzy:

Mati pisze...

W starcrafta udało mi sięzarać kilka rund w dwie osoby. Ja siępogubiłem w stacku z orderami juz przy takiej ilości graczy :) Ale rzeczywiście, gra nie jest trudna. Zastanawia mnie tylko jak bardzo oparta jest na ciągłej nawalance i czy jest możliwość "pokojowego" grania, choć w małym stopniu :).

ajfel pisze...

Pokojowe granie? Czarno to widzę:) Tutaj drogą do zwycięstwa jest dominacja na kolejnych planetach, a już w pierwszej fazie rozgrywki masz po sąsiedzku innych chętnych do przejęcia baz surowcowych. Nawalanka jest tu nieunikniona. Tyle że trzeba nieźle kombinować by bezpośrednio przed fightem zdążyć naprodukować co tylko możliwe. Nie ma tu miejsca na powolne, konsekwentne budowanie supermocarstwa. StarCraft to raczej walka o szybką dominację, w tej grze ciągle brakuje czasu (na produkcję, badania etc).

Anonimowy pisze...

Czyli znów wierność w stosunku do wersji komputerowej.

Narobiłeś smaku...

Anonimowy pisze...

Muszę przyznać, że tak samo jak komputerowa gra - planszówka mi się na początku nie spodobała.
Minął dzień, potem drugi i już mam wielką ochotę zagrać ponownie. Moim skromnym zdaniem lepsze od komputerowego oryginału ;)

Anonimowy pisze...

To kiedy gramy w 6 osób? ;)
Dzięki za gratulacje, ale jak to mówią: głupi ma zawsze szczęście. ;)
A Zergowie po prostu rządzą. ;]

Solidny pierwszy (konkretny) wpis. Oby tak dalej.